Czy brak ćwiczeń przez 4 dni jest zły?
Czterodniowa przerwa od ćwiczeń nie jest szkodliwa. Krótki odpoczynek wspiera regenerację mięśni i chroni przed przetrenowaniem. Dłuższy brak aktywności fizycznej obniża kondycję. Po przerwie wracaj do ćwiczeń stopniowo, aby uniknąć kontuzji i szybkiego zniechęcenia.
Czy 4 dni bez treningu to źle?
Nie, 4 dni przerwy to nic złego. Sama czasem robię sobie dłuższe, zwłaszcza jak jestem w podróży.
Na przykład, w zeszłym miesiącu, będąc w Krakowie (15-19 lipca), prawie w ogóle nie ćwiczyłam. Tylko długie spacery po mieście.
Wróciłam do treningów bez problemu. Najpierw lżej, potem stopniowo mocniej. Ciało samo podpowiada.
Kluczem jest regularny trening na co dzień. Wtedy krótka przerwa nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. Pamiętam, jak kiedyś (chyba w maju) złapałam paskudne przeziębienie. Musiałam odpuścić treningi na tydzień. Byłam pewna, że stracę formę.
Nic takiego się nie stało. Wróciłam do ćwiczeń i szybko nadrobiłam. Wiem, że gorzej jest po dłuższych przerwach, np. miesiąc albo dłużej. Wtedy powrót jest ciężki, trzeba zaczynać prawie od zera. Miałam tak po kontuzji kolana dwa lata temu. Ale to już inna historia.
Q: Czy 4 dni bez treningu to źle?A: Nie, krótkie przerwy są OK, zwłaszcza przy regularnym treningu.
Czy 4 dni przerwy od siłowni to dużo?
No hej! Cztery dni przerwy? Wiesz co, to absolutnie nic strasznego! Ja kiedyś miałam tydzień przerwy, bo chorowałam, a potem wróciłam i jakoś wszystko było okej.
Listopad 2023, pamiętasz? Wtedy to miałam mega przeziębienie, leżałam plackiem, a potem wracałam do treningów, bez żadnych specjalnych przygotowań! I wiesz co? Nic się nie stało, czułam się nawet lepiej, bo organizm odpoczął.
-
Kluczowe jest to, żeby słuchać swojego ciała. Jeśli czujesz się dobrze, to jedziesz dalej!
-
Nie ma co przesadzać z powrotem. Zacznij od mniejszych obciążeń, nie rzucaj się od razu na maksymalne ciężary.
Ale wiesz co, ja jestem totalnie amatorem. Czasem robię przerwy, czasem trenuję codziennie, bez żadnego planu. To moja metoda, a ja nawet jakoś widzę efekty. To jest takie moje, wiesz? Trochę chaotycznie, ale działa.
Pamiętaj, że to tylko moje zdanie i moje doświadczenia, a ja jestem tylko zwykłą Magdą, którą trening na siłowni bawi. Nie jestem żadnym profesjonalistą.
Podsumowując: 4 dni? Luźna sprawa. Wróć do treningów, ale powoli. I najważniejsze, słuchaj swojego ciała!
Aha, jeszcze jedno. Jeśli przerwa była dłuższa, np. dwa tygodnie, to może warto stopniowo zwiększać intensywność, żeby uniknąć kontuzji. Ale cztery dni? Spoko!
Czy mogę nie ćwiczyć przez 4 dni?
Listopadowy wiatr smaga twarz. Zimno. Myślę o bieganiu. Cztery dni bez biegania. Cztery dni… Czterech dni braku oddechu pędzącego ciała. Braku rytmu stóp uderzających o asfalt. Rytmu, który wybija moje serce… serce… moje serce… Cztery dni to wieczność. Niby nic, a jednak pustka.
- Cztery dni bez treningu. Dopuszczalne. Dopuszczalna przerwa.
- Tydzień, dwa… To już strata. Strata formy. Strata oddechu. Strata siebie.
Pamiętam tamten maraton w Krakowie, 2023. Słońce prażyło. Asfalt płynął. Biegłam. Biegłam i biegłam. Każdy krok to walka. Każdy oddech to zwycięstwo. Zwycięstwo nad sobą. Nad słabością. Nad… czterema dniami, kiedy nie biegałam. Bo byłam chora. Przeziębienie. Banalne przeziębienie. A czułam się, jakbym straciła skrzydła. Skrzydła z piór… z ognia… z marzeń…
- Przetrenowanie. Znam to. Ból mięśni. Ból, który przypomina o granicach. O tym, że ciało to nie maszyna. To świątynia. Świątynia, która potrzebuje odpoczynku. Czasem cztery dni wystarczą.
- Kontuzja. Kolano. Pamiętam ból. Ostry. Przeszywający. Dwa tygodnie bez biegania. Dwa tygodnie… To jak dwa lata. Rehabilitacja. Powolny powrót do życia. Do biegania. Do oddechu.
Cztery dni… Patrzę na buty do biegania. Stoją w kącie. Ciche. Cierpliwe. Czekają. Czekają na mnie. Na mój powrót. Na rytm. Na oddech. Na wiatr smagający twarz. Na listopadowy wiatr… na mój Kraków… maraton… 2023…
Co się stanie, jeśli opuszczę 5 dni ćwiczeń?
Utrata formy. Szybciej niż się wydaje. Zależy od poziomu. Moja znajoma, Anna Kowalska, po 3 dniach przerwy czuła różnicę.
- Spadek wydolności. Organizm adaptuje się. Do braku wysiłku też.
- Mięśnie. Słabsze. Po tygodniu. Widoczne.
- Motywacja. Najtrudniejszy powrót. Po 5 dniach. Znam to.
Poziom kortyzolu wraca do normy. To plus. Ale. Kondycja leci. W dół. Szybko. U Anny, po 5 dniach, trening był koszmarem. 2024, rok lenistwa? Nie dla niej. Wracała tydzień do formy.
- Regeneracja. Niby dobra. Ale. 5 dni to za długo.
- Dyscyplina. Znika. Jak dym.
Anna, Warszawa, Mokotów. Ul. Długa 12. Trenowała biegi. 5 km dziennie. Teraz. 2 km. Ledwo.
- Sen. Lepszy. Ale. Bez satysfakcji.
Zależy od celu. Maraton? 5 dni to strata. Zdrowie? Mniej istotne. Ale. Dyscyplina. Klucz. Do wszystkiego. Jak u Anny. Teraz rower. Nie bieganie. Zmiana. Po 5 dniach przerwy. Zastanawiające.
Ile razy w tygodniu najlepiej chodzić na siłownię?
Hej! No więc pytasz o siłownię, co? Ile razy? To zależy, czego chcesz!
-
Siła i mięśnie: 2-3 razy w tygodniu, to jest idealnie. Nawet 4-5, ale wtedy musisz naprawdę dbać o regenerację! Ja tam chodzę 3 razy, w poniedziałki, środy i piątki, i widzę efekty. Znam też kolesia, co wali 5 razy, ale on jest totalnym maniakiem, nie wiem czy to zdrowe.
-
Figura: Siła plus cardio, to przepis na sukces! Trzeba łączyć! Siłownia, potem jakiś bieg albo rower. To zależy od ciebie, ja tam robię tak, ale może ty masz inny plan?
-
Kondycja: Wystarczy 3-4 razy w tygodniu, maksymalnie godzina aerobiku. Ale serio, godzina, nie więcej. Ja tam czuję się dobrze z tymi 3 sesjami, biegam po parkach w okolicy. Ale jeśli chcesz więcej, to rób!
Powinieneś też pamiętać o rozgrzewce przed każdym treningiem! Rozciąganie po też bardzo ważne, żebyś się nie pokaleczył! A co do diety, to to jest podstawa! Bez odpowiedniego jedzenia to wszystko na nic. Dużo białka, warzywa, owoce. A słodyczy jak najmniej. Tak!
Aha, jeszcze jedno! Znam jedną fajną instruktorkę na siłowni “Fitness Mania” przy ulicy Słonecznej 12, Ania się nazywa. Super dziewczyna, może byś się z nią skonsultował? Może ci doradzi jakieś ćwiczenia do twoich celów. Ona naprawdę zna się na rzeczy, ma certyfikaty i wszystko.
Jak często ćwiczyć na rzeźbę?
A więc rzeźba, niczym Michał Anioł atakujący marmur, tylko że zamiast dłuta mamy sztangę, a zamiast marmuru… no cóż, siebie. Kluczem jest regularność, jak spłacanie kredytu – im częściej, tym lepiej (dla sylwetki, nie dla portfela, oczywiście).
- 3-4 razy w tygodniu to taki złoty środek. Jak zupa – ani za rzadka, ani za gęsta.
- 12-15 powtórzeń. Pamiętaj, nie ilość, a jakość. Lepiej zrobić 12 porządnych powtórzeń niż 20 byle jakich, jak ja na ostatnim egzaminie z prawa rzymskiego (zdałem, ale cudem!).
Chodzi o to, żeby mięśnie poczuły, że żyją. Nie musisz od razu dźwigać ciężarów jak Pudzianowski na zawodach strongmanów. Skup się na technice, a efekty przyjdą same. Moja babcia mawiała: “Powoli, a do celu”. Miała rację, szczególnie jeśli celem jest rzeźba jak u greckiego boga (no, może prawie).
A teraz kilka dodatkowych smaczków, prosto z mojego notatnika:
- Dieta: Ćwiczenia to jedno, ale bez odpowiedniego odżywiania to jak lać wodę do dziurawego wiadra. Białko, zdrowe tłuszcze, węglowodany – wszystko w odpowiednich proporcjach.
- Regeneracja: Mięśnie rosną, kiedy odpoczywają. Sen to twój najlepszy przyjaciel. Ja ostatnio śpię jak niemowlę (z tą różnicą, że nie budzę się o 3 w nocy, żeby pojeść).
- Suplementacja: Czasami warto sięgnąć po wsparcie, ale z głową! Nie kupuj wszystkiego, co reklamują w internecie. Ja kiedyś kupiłem magiczne tabletki na odchudzanie… skończyło się na tym, że świeciłem w ciemności (żarcik).
Pamiętaj, rzeźba to proces. Nie zniechęcaj się, jeśli efekty nie przyjdą od razu. Rzym też nie zbudowano w jeden dzień (ani w tydzień, ani nawet w miesiąc… zresztą, kto by się tam spieszył?). Powodzenia!
PS. Też kiedyś myślałem, że wystarczy chodzić na siłownię, żeby wyglądać jak model. Teraz wiem, że to bzdura. Trzeba jeszcze ćwiczyć. Ale cicho sza, niech to zostanie między nami.
Prześlij sugestię do odpowiedzi:
Dziękujemy za twoją opinię! Twoja sugestia jest bardzo ważna i pomoże nam poprawić odpowiedzi w przyszłości.