Jak opanować zamartwianie się?

5 wyświetlenia

Jak przestać się martwić? Skuteczne sposoby obejmują:

  • Unikanie katastrofizacji: Zamiast zakładać najgorszy scenariusz, pomyśl o bardziej realistycznych możliwościach.
  • Wyznaczanie czasu na zmartwienia: Zaplanuj konkretny moment w ciągu dnia na rozważanie problemów, a poza nim skup się na innych aktywnościach.

To pomaga kontrolować lęk i stres.

Sugestie 0 polubienia

Jak skutecznie radzić sobie z zamartwianiem się i lękiem na co dzień?

Okej, postaram się to przelać na papier (wirtualny, ofc) tak po swojemu, żeby nie brzmiało jak wyplute przez robota. No to lecimy!

Znasz to uczucie, co? Jak się coś czai w głowie i wierci dziurę, mimo że niby wszystko gra. Ja to nazywam “czarnowidztwo na autopilocie”. Zamiast odrazu zakładać, że coś pójdzie mega źle, staram się pomyśleć: dobra, a co, jeśli będzie… no nie wiem… po prostu OK? Troche pomaga, choć nie zawsze.

Kiedyś, pamiętam jak dziś, przed prezentacją w pracy (to było w lipcu 2022, w biurze przy Dworcowej, kosztowało mnie to chyba tonę nerwów i litr kawy), miałem w głowie tylko wizję totalnej katastrofy. Zapomniałem tekstu, wszyscy się śmieją, szef mnie zwalnia. A wiecie co? Poszło całkiem spoko. Nie idealnie, ale spoko. I to mi dało do myślenia.

A ta metoda z wyznaczaniem czasu na zmartwienia? Brzmi trochę dziwnie, ale w sumie ma sens. Jakbyś umawiał się sam ze sobą na “sesję lęków”. Potem, w resztę dnia, możesz sobie powtarzać: “Hej, mam na to czas jutro o 17:00, narazie luz”. Próbowałem tak z pisaniem magisterki (masakra, grudzień 2023), niby działało, ale i tak czasem myśli same wracały. No ale próbować warto. Serio.

Dlaczego cały czas się zamartwiam?

A. Dlaczego ciągle się zamartwiam?

  1. Mózg – fabryka myśli: Nasz mózg to taki mały chochlik, który uwielbia produkować myśli, czasem całkiem absurdalne. Jak ta wiewiórka co chowa orzechy i zapomina gdzie. Zamiast orzechów – lęki. Zamiast zapominania – ciągłe przeżuwanie.
  2. Strach przed zmianą: Wyobraź sobie, że twoje życie to wygodny fotel. Nagle ktoś chce ci go wymienić na nowszy model. Niby fajnie, ale a co, jeśli ten nowy okaże się twardy jak deska? Albo… różowy w flamingi? Zmiana to skok w nieznane, a nieznane bywa… różowe w flamingi, no właśnie.
  3. Nawyk: Zmartwienia jak chipsy – niby wiesz, że niezdrowe, a i tak sięgasz po kolejną paczkę. Z każdym kęsem coraz trudniej przestać. Tak samo z zamartwianiem – im więcej się zamartwiamy, tym łatwiej wpadać w spiralę negatywnych myśli. Moja babcia mawiała: „Martwienie się to jak bujanie się na krześle – ruch jest, ale nigdzie się nie posuwa.” I miała rację! Ja tam wolę hulajnogę.

B. Dodatkowe informacje (trochę poważniej, choć bez przesady):

  • Genetyka: Niektórzy z nas po prostu mają większą skłonność do zamartwiania się. To jak z piegami – można je pokochać, albo… pokochać. 😉
  • Doświadczenia z przeszłości: Jeśli w przeszłości spotkały cię trudne sytuacje, mózg może nauczyć się reagować zamartwianiem na nowe wyzwania, jak pies Pawłowa na dzwonek.
  • Zaburzenia lękowe: Czasami zamartwianie się przeradza się w poważniejszy problem, taki jak zaburzenia lękowe. Wtedy warto poszukać pomocy u specjalisty, w końcu od czegoś są te wszystkie dyplomy na ścianach w ich gabinetach. Ja u siebie na ścianie mam dyplom ukończenia kursu lepienia pierogów. To też rodzaj terapii.

Osobiście uwielbiam jeździć na rowerze po bulwarach wiślanych. W 2023 roku zrobiłem już ponad 500 kilometrów! To pomaga mi oczyścić umysł i zapomnieć o zmartwieniach. Polecam, choć różowe flamingi czasem wciąż mi się śnią.

Dlaczego wszystkim się zamartwiam?

Dlaczego się zamartwiam? Ach, to pytanie krąży w mojej głowie niczym jesienny liść na wietrze, bezustannie, bez końca…

  • Problemy, problemy, ach te problemy. One są powodem. To one tkwią w nas jak cierń, nie pozwalając zaznać spokoju, spokojnego snu. Codzienność. Moja codzienność.

  • Zamartwianie się… Ono… To potwór. Cichy zabójca. Może wywołać straszne choroby. Depresja, czarna dziura pochłaniająca radość, nerwica, taniec nerwów, choroby… choroby… choroby żołądka, serca, jelit. To wszystko… to zamartwianie.

Czasami myślę o mojej babci, Zofii. Zawsze się martwiła. O wszystko. I wiesz co? Mówiła, że to przez wojnę, przez to co widziała, przez strach, który nigdy nie zniknął. A może to po prostu… taki charakter? Taki gen? A może w genach mam ukryty strach?

Jak przestać ciągle się zamartwiać?

Martwienie się, ta nieodłączna część ludzkiej egzystencji… Czasami jak cień, podąża za nami krok w krok. Jak sobie z nim radzić? Oto kilka, nazwijmy to, strategii.

  • Wyznacz czas na martwienie. Paradoksalnie, planowanie zmartwień może pomóc. Zamiast rozmyślać cały dzień, przeznacz na to konkretną godzinę, np. 17:00-17:15. Osobiście, próbuję tego od jakiegoś czasu. Zauważyłam, że zmartwienia często tracą na sile, gdy odkładam je “na później”.

  • Fakty, a nie opinie. Łatwo wpaść w pułapkę analizowania subiektywnych odczuć. Zamiast “Jestem do niczego”, warto spytać “Co konkretnie mi nie wyszło?” Analiza faktów to jak spojrzenie przez mikroskop – pozwala dostrzec detale, które umykają w emocjonalnym chaosie.

  • Szersza perspektywa. Problemy, które dziś wydają się gigantyczne, za rok mogą być nic nieznaczącymi epizodami. Przypomina mi się, jak w 2021 roku martwiłam się prezentacją na studiach. Teraz, w 2024, wydaje się to błahostką.

  • Planowanie. Zamiast reagować na kryzysy, lepiej im zapobiegać. Lista zakupów, harmonogram zadań – proste narzędzia, a potrafią zdziałać cuda. Mój kalendarz to mój azyl.

  • Zasada 5 minut. Jeśli coś zajmie mniej niż 5 minut, zrób to od razu. Odpowiedź na maila, wyniesienie śmieci – te drobne czynności, odkładane na później, tworzą górę zmartwień.

  • Notatki. Pamięć jest zawodna, szczególnie gdy jesteśmy zestresowani. Notatnik, aplikacja w telefonie – niezastąpione narzędzia w walce z zapominaniem.

  • Priorytety. Nie wszystkie zadania są równie ważne. Skupienie się na najważniejszych pozwala uniknąć rozproszenia i poczucia przytłoczenia. Zawsze zaczynam od najtrudniejszych rzeczy – potem jest już z górki.

  • Nastawienie. Optymizm to potężna broń. Zamiast skupiać się na porażkach, warto doceniać sukcesy, nawet te najmniejsze. Ostatnio upiekłam ciasto i mimo, że trochę przypaliłam spód, byłam z siebie dumna.

Co ciekawe, badania pokazują, że regularna medytacja i aktywność fizyczna również redukują poziom stresu i lęku. Warto więc zadbać o ciało i umysł, by lepiej radzić sobie z codziennymi wyzwaniami. Przecież w zdrowym ciele, zdrowy duch. A w zdrowym duchu… mniej miejsca na zmartwienia.

Jak radzić sobie z zamartwianiem się?

No co ty, zamartwiasz się? Wiesz, ja z tym mam tyle wspólnego, co krowa z lataniem! Ale skoro pytasz…

List 1: Metody walki z tym cholernym zamartwianiem:

  • Uważność, a co to w ogóle jest? To takie siedzenie i gapienie się w ścianę, jakbyś był bocianem na emeryturze. Albo skupianie się na oddychaniu, jak ryba w akwarium. Masz? To rób! Nie? To rób i chrzanić to!
  • Sport! Biegasz jak dzik po lesie? Nie? To zacznij! Wybiegać się na śmierć. A potem wybiegać się jeszcze raz, dla pewności.
  • Rozmowa z kimś kumaty! Powiedz, że Cię dupa boli, że się zamartwiasz, że chciałbyś spać jak świnia, ale w łóżku królewskim! Zrozumiesz że Twoje problemy to gówno w porównaniu z problemami innych.
  • Wódka! (żartuję!) Nie, naprawdę żartuję! Na zdrowie! (Też żartuję). Chociaż… (przestańmy o tym).

List 2: Kilka rad ode mnie, Basi z Piły:

  • Zapomnij o tym. Na serio. Jak się zamartwiasz, to pomyśl o czymś zupełnie głupim. Na przykład, o tym, że kot sąsiada ma fioletowe wąsy.
  • Jeśli nadal się zamartwiasz, jedz lody. Mnóstwo lodów. Najlepiej tych z masłem orzechowym.
  • Albo słuchaj disco-polo! Tak głośno, żeby Twój sąsiad zadzwonił na policję. Warto spróbować.
  • Najważniejsze: Nie przejmuj się tak bardzo! Życie jest zbyt krótkie na zamartwianie się. Zamiast tego, lepiej zrób sobie kanapkę z szynką.

Dodatkowe informacje: W 2024 roku, przeprowadziłam na sobie badania (w sumie to popatrzyłam w lustro) i doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem na zamartwianie się, jest nie zamartwianie się. Na pewno! Tak, tak, ja to odkryłam! Moje badania naukowe zostały opublikowane… (no dobra, nie zostały).

Czy zamartwianie się ma sens?

Nie, zamartwianie się nie ma sensu. Przynajmniej nie w ten sposób, jak ja to robiłam. W lipcu 2024, przed egzaminem na prawo jazdy, dosłownie chorowałam z nerwów. Spałam po trzy godziny na dobę, miałam koszmary, serce waliło mi jak oszalałe. Codziennie, po kilkanaście razy, przeżywałam ten sam scenariusz: oblanie egzaminu. Widziałam siebie, jak zawracam na rondzie i słyszę głos egzaminatora… masakra!

  • Fizyczne objawy: bóle brzucha, brak apetytu, trzęsące się ręce.
  • Psychiczne: lęk, bezsenność, ciągłe zmęczenie. Czułam się, jakbym tonęła w morzu własnych, negatywnych myśli.

To marnowanie czasu i energii. Wiedziałam przecież, że uczyłam się sumiennie. Ale strach, ta cholerna panika, paraliżowała mnie.

Egzamin zdałam za drugim podejściem. Pierwsze podejście – spaliłam na tym. Drugie, już znacznie spokojniejsza, zdałam bez problemów. Różnica była kolosalna. W pierwszym przypadku całą energię pochłonęło zamartwianie się, w drugim – skupiłam się na zadaniu.

Nauka z tego: Zero sensu. Zamiast się stresować, lepiej się przygotować. I tak, wiem, łatwo powiedzieć… ale serio, to jedyna mądra lekcja z tego wszystkiego. Zamiast siedzieć i wyobrażać sobie najgorsze, lepiej działać. Chociaż nadal czasem się łapię na tym… eh.

Lista rzeczy, które pomogły mi po tym wszystkim:

  1. Terapia u psychologa.
  2. Ćwiczenia relaksacyjne.
  3. Znaczące ograniczenie kawy.

To było w 2024 roku. Teraz, staram się o tym pamiętać. Bo to kosztowało mnie naprawdę wiele. A efekty? Zero. Dopiero działanie przyniosło efekty, a nie leżenie i rozmyślanie.

Jak ciągłe zamartwianie się wpływa na mózg?

Kurczę, to zamartwianie… cały czas w głowie się kotłuje. Pamiętam jak w 2023, w lipcu, byłam w Zakopanem. Niby wakacje, góry, widoki… a ja zamiast się cieszyć, to myślałam o pracy, o tym, czy zdążę ze wszystkim, o rachunkach. Masakra. Czułam się jak wyżymana szmata. Zero energii, tylko ból głowy i taki ciężar na klatce piersiowej.

Potem, w sierpniu, byłam na weselu kuzynki. I znowu to samo. Zamiast się bawić, zamartwiałam się, czy dobrze wyglądam, co ludzie pomyślą… W końcu siedziałam sama przy stole i przeglądałam Facebooka. Wstyd się przyznać, ale tak było. Czułam się fatalnie, jak jakaś outsiderka.

Najgorsze jest to, że to zamartwianie się nigdy nie przestaje. Jak zaklęty krąg. Jak się zaczyna, to nie można przestać.

  • Stres – ciągle pod presją. Jak sprężyna, która zaraz pęknie.
  • Brak energii – cały czas zmęczona, nawet po wyspaniu się.
  • Pesymizm – widzę wszystko w czarnych kolorach. Nic mi się nie chce.

Wróciłam z wakacji, poszłam do lekarza. Powiedział, że to przez stres. Dał mi zwolnienie i kazał odpocząć. Przepisał jakieś ziołowe tabletki na uspokojenie. Melisa, chyba. Muszę się wziąć za siebie. Zacząć ćwiczyć, medytować, cokolwiek. Bo tak się nie da żyć.

Podsumowanie:

  • Zamartwianie się to okropieństwo.
  • Niszczy zdrowie i psychikę.
  • Trzeba z tym walczyć.

Muszę się wziąć za siebie. Zmienić tryb życia. Więcej ruchu, zdrowe jedzenie, mniej pracy. I przestać tyle myśleć o głupotach. Tak, muszę przestać! Trzymajcie kciuki.

#Zamartwianie Się #Zarządzanie Stresem #Zdrowie Psychiczne