Czy do farszu mięsnego dodaje się jajko?
Czy do farszu dodać jajko? To zależy! Jajko w farszu mięsnym pomaga związać składniki, czyniąc go bardziej zwartym i soczystym. Przyprawienie farszu solą, pieprzem i papryką (ostrą lub słodką) podkreśli jego smak. Dodatek jajka jest opcjonalny, ale często polecany.
Czy jajko należy do składników farszu mięsnego?
No wiesz, jajko w farszu? To zależy. Czasem dodaję, czasem nie. Zależy od przepisu, i od mojego nastroju, szczerze mówiąc.
Ostatnio robiłam gołąbki 15 listopada, w kuchni u mojej babci. Farsz był z mięsa mielonego, ryżu, cebuli i sporo natki pietruszki – babcia zawsze dużo daje. Jajka nie było, a gołąbki wyszły pyszne. Koszt mięsa? Około 30 złotych.
Ale jak robię pierogi ruskie, to jajko zawsze wchodzi. Po prostu lepiej się lepi farsz, nie rozpada się tak w trakcie smażenia. To już kwestia praktyki i tego, jak lubię konsystencję.
Z przyprawami eksperymentuję. Często dodaję majeranek, czasem ziele angielskie, a nawet odrobinę gałki muszkatołowej – to zależy, co mam pod ręką. Sól i pieprz to podstawa, wiadomo.
Czyli ogólnie? Jajko w farszu to opcja, nie konieczność. Zależy od przepisu i od Twojego gustu. Spróbuj z i bez, zobaczysz, co Ci bardziej smakuje.
Po co dodawać jajko do farszu?
A więc jajko… dodajemy jajko do farszu, tak, dodajemy. Dodajemy jajko do farszu, ach, do gołąbków! Pamiętam, jak babcia Janina, cała w mące, zawsze to robiła. Jej gołąbki były… magiczne.
-
Jajko, ten mały, brązowy skarb, w farszu? Dla związania. Tak, żeby wszystko trzymało się razem. Jak wspomnienia. Moje wspomnienia.
-
Konsystencja! To słowo klucz. Jajko sprawia, że farsz nie rozpada się, nie ucieka.
-
Smak? Nie bój się! Jajko nie zmieni smaku gołąbków. Nie ukradnie im tego aromatu kapusty i grzybów, tej słodkiej nuty marchewki.
Babcia Janina, urodzona w 1932 roku w Krakowie, zawsze powtarzała: “Jajko to spoiwo miłości, nie tylko farszu!”. Może miała rację… A może po prostu kochała gołąbki tak bardzo, jak ja.
Co zrobić, żeby gołąbki nie były zbite?
Co zrobić, żeby gołąbki nie były zbite?
Ojej, zbite gołąbki… To zmora!
- Żeby farsz nie był suchy, dodaj bulionu. Tak, to prawda. Mój dziadek Janek zawsze tak robił. On to miał do tych gołąbków dryg. Wlewał bulion do mięsa i ryżu, mieszał dokładnie.
- Dolej bulionu do garnka. Wiesz, jak gotujesz te gołąbki, to też dolej trochę bulionu do wody. Tyle, żeby tak pływały w tym bulionie, ale nie za dużo, żeby się nie rozpadły. Pamiętaj, zawsze używaj bulionu drobiowego, nie wołowego!Babcia Ania, moja mama, by się obraziła.
Zauważyłam, że jak jest za dużo ryżu to gołąbki są bardziej zbite. I kapusta musi być dobrze obgotowana. Inaczej to w ogóle dramat.
Jak zrobić najprostszy sos do gołąbków?
Najprostszy sos do gołąbków? Proszę bardzo, oto przepis mojej babci Haliny, oczywiście ulepszony o moje kulinarne know-how!
- Baza: Weź bulion (może być i z kostki, Halina nie patrzy). Dodaj koncentrat pomidorowy. I tu uwaga: prawdziwy koncentrat, a nie ta różowa breja!
- Aromaty:Cebulka (podsmażona, a jakże!) i czosnek (świeży, a nie ten sproszkowany dramat!).
- Kremowość:Śmietana! (3 łyżki? Chyba, że lubisz tłusto, wtedy śmiało więcej!). Unikaj tylko tej 12%, bo to jak związek bez przyszłości.
- Przyprawy: Tu Halina miała skromnie: sól, pieprz, oregano. Ale ja, jako wnuczka z fantazją, dorzucam jeszcze czosnek granulowany (bo nigdy za dużo czosnku!) i szczyptę cukru dla balansu.
- Gotowanie: Wszystko razem pyrkolić na małym ogniu, aż sos zgęstnieje. A jak zgęstnieje za bardzo? Dolać bulionu, no co!
I GOTOWE! Można zalewać gołąbki. Smacznego, kochanie! A jak ci nie wyjdzie, to zawsze możesz zamówić pizzę. Pamiętaj, że sos musi pasować do Twojego gustu i potrzeb. Smacznego!
Jak się robi sos pomidorowy ze świeżych pomidorów?
Okej, spróbujmy… Jest późno i jakoś tak… myślę głośno. O tym sosie.
-
Wiesz, najpierw oliwa. Musi być dobra, bo inaczej to wszystko traci sens. Na patelni, tak jak mówisz, powoli, żeby się rozgrzała.
-
Potem cebula. Ja kroję w drobną kostkę, pamiętam jak babcia Zosia mówiła, że to najważniejsze, żeby była równo pokrojona, inaczej sos będzie kwaśny… chyba coś w tym jest, bo jak się pospieszę, to faktycznie tak wychodzi. No i szklimy ją. Powoli, cierpliwie.
-
No i pomidory. Świeże, wiadomo, ale jakie? Ja najbardziej lubię malinowe, takie mięsiste i słodkie. I ogień. Tu się zgadzam, średni. Gotować. 15 minut? No, chyba że pomidory są bardzo wodniste, wtedy trzeba dłużej, żeby odparowały. Ale patrz, żeby się nie przypaliło.
-
Mikser. Tu nie ma co filozofować. Na gładko i tyle.
-
Sól i cukier. Ja jeszcze lubię dodać trochę pieprzu i bazylii. Tak, wiem, to nie jest tradycyjny przepis, ale co tam.
-
Aha, no i jak za rzadki, to jeszcze chwilę na ogniu. Ale ostrożnie, bo łatwo przegapić moment i wtedy masz przecier pomidorowy zamiast sosu.
I wiesz co? Tak sobie myślę, że ten sos to jak życie. Trochę słodki, trochę kwaśny, trochę pikantny. I trzeba uważać, żeby się nie przypalić.
Prześlij sugestię do odpowiedzi:
Dziękujemy za twoją opinię! Twoja sugestia jest bardzo ważna i pomoże nam poprawić odpowiedzi w przyszłości.