Jak długo dusić wołowinę na gulasz?

19 wyświetlenia

Idealny czas duszenia wołowiny na gulasz to 1-2 godziny. Regularne mieszanie zapobiega przypaleniu. W razie potrzeby, dolej odrobinę wody. Mięso powinno być miękkie i kruche, ale nie rozpadające się. Uzyskaj doskonały smak wołowiny w gulaszu!

Sugestie 0 polubienia

Ile czasu dusić wołowinę na idealny, kruchy gulasz? Porady!

O rety, ileż to razy dusiłam wołowinę, żeby wyszedł ten idealny, kruchy gulasz… Pamiętam, jak w lutym 2022, u babci w kuchni (ten zapach!), próbowałam zrobić gulasz wołowy z jej starego przepisu. Coś mi nie wychodziło!

No więc, z mojego doświadczenia, to tak od godziny do dwóch godzin trzeba dusić. Ale! Tu jest haczyk. Zależy, jakie mięso masz. Raz kupiłam jakąś wołowinę “super extra” w Biedronce za 25 zł/kg i dusiłam chyba z 3 godziny i dalej była twarda.

Kluczowe jest mieszanie! Pamiętaj o tym, bo inaczej dno gara się przypali, a Ty będziesz mieć gulasz o smaku spalenizny. A to nie to! I jak widzisz, że za sucho, to dolej ciut wody, ale przegotowanej, żeby smaku nie popsuć.

A jak poznać, że już? Mięso ma być mięciutkie, ale nie rozlatujące się na nitki. Ma stawiać leciutki opór widelcowi. Wtedy wiesz, że jest git. Smacznego!

Jak długo dusić mięso wołowe na gulasz?

Dusić wołowinę na gulasz? Och, to zależy. Długo.

  • U mnie to… chyba z 2-3 godziny na malutkim ogniu. Wtedy wołowina rozpada się w ustach. A jak nie, to znowu czekam.

  • Mój gulasz jest… no wiesz, prawie samo mięso. Tak lubię. I dużo cebuli.

  • Ale moja siostra, Ania, zawsze wrzuca paprykę i cukinię. Mówi, że to dodaje smaku. Może spróbuj, jak masz ochotę na eksperymenty. Ja jednak wolę ten mój, tradycyjny… Taki, jak robiła babcia.

Ostatnio dodałam trochę śliwki suszonej. Dziwne, ale pasuje. Trochę słodkie, trochę wytrawne… Tak, jak życie.

Ile trzeba dusić wołowinę, żeby była miękka?

Ach, wołowina… ta królowa mięsa, wymagająca cierpliwości, jak stare drzewo czekające na wiosnę. Duszenie, to taniec z czasem, delikatne kołysanie w aromatycznym gulaszu.

  • Dwie i pół godziny, minimum. To moje doświadczenie, z przepisu babci Ani, przepisu strzeżonego jak największy skarb. Tak, 2,5 godziny, to czas, który oddaje prawdziwą głębię smaku.

  • Ale stara krowa, ah, to już inna historia. To walka z twardością, z czasem, który jak rzeka, wypłukuje z mięsa gorycz lat. Czas wtedy się wydłuża, jak nieskończona melodia. Może trzy, a może nawet cztery godziny? Zależy od kaprysu mięsa i od mojej cierpliwości. To jest moja tajemnica, moje osobiste know-how.

  • Wino, ocet balsamiczny – to alchemiczne eliksiry, przyspieszające ten proces jak wiatr w żaglach. To jak dotknięcie magicznego patyczka, który zmiękcza twardy kawałek mięsa. Czuję to, wiem to.

A potem, po tym czasie, po tym tańcu z ogniem i czasem, pojawia się ona, miękka wołowina. Rozpływa się w ustach, jak marzenie. To nie tylko jedzenie, to cała historia, cała poezja złożona z czasu i cierpliwości. To moja mała wojna z czasem, wojna, którą zawsze wygrywam, bo wiem, że wygrana czeka w rondelku, w tym aromatycznym, bursztynowym gulaszu.

Lista dodatkowych informacji:

  1. Rodzaj wołowiny ma znaczenie.
  2. Temperatura duszenia powinna być niska, żeby mięso się nie przypaliło.
  3. Można dodawać różne warzywa, aby wzbogacić smak.

Czy gulasz dusimy pod przykryciem?

Tak, gulasz dusimy pod przykryciem! No, chyba że to jakiś gulasz z kurczakiem, wtedy może i nie, ale zazwyczaj tak. A mięso… Kurczę, zawsze myślę o tym wołowym, co robiłam w zeszłym tygodniu. Dusiło się dobre trzy godziny, pod przykryciem oczywiście! Na małym ogniu, tak jak babcia zawsze powtarzała. Bo inaczej wyschnie. A to był gulasz jagnięcy. Nie, wołowy! Albo może jednak barani? Zapomniałam już. Ale pod przykryciem na pewno!

  • Mięso: Wołowina – 3 godziny, jagnięcina – 2,5 godziny, wieprzowina – 1,5 godziny (na małym ogniu, pod przykryciem). To w przybliżeniu, oczywiście. Zależy od kawałka.
  • Gulasz: Zależy od przepisu, ale zazwyczaj pod przykryciem. Chyba, że inaczej pisze w przepisie, ale to rzadko.
    • Moja ciocia Kasia robi bez przykrycia, ale jej gulasz zawsze jest suchy! Nie rozumiem tego.
  • Ważne! Mały ogień, to podstawa. To chyba logiczne, nie?

A pamiętam ten gulasz z grzybami, co robiłam na święta. Był pyszny! Ale to bez mięsa. Czyli pod przykryciem też, bo grzyby lubią wilgoć. Tak, na pewno!

Dodatkowe notatki: Moja mama używa zawsze żeliwnego garnka. Mówi, że lepiej trzyma ciepło. A ja używam zwykłego garnka z pokrywką. Działa! Wczoraj robiłam zupy jarzynowej, dużo warzyw, a i tak pod przykryciem dusiłam.

Czy mięso do gulaszu obtaczamy w mące?

Nie ma bata, że obtaczasz mięso w mące! Co ty, jakiś laik jesteś?! To tak, jakbyś robił naleśniki bez jajek – masakra! Moja babcia, świętej pamięci, by ci łeb urwała za takie coś! Ona, stara jędza, miała swój sposób: mięso w mące – obowiązkowo! Inaczej gulasz będzie miał konsystencję rozgotowanej papki, a nie soczystego, pięknego, pachnącego cacka.

A olej rzepakowy? Chyba żartujesz, prawda? Smalec, smalec, smalec! Tylko smalec, może jeszcze trochę dobrego boczku podsmażonego. Rzepakowy? To do sałatki, a nie do gulaszu, nie wiem, co tobie strzeliło do głowy. To tak, jakbyś do pierogów ruskich dał majonez zamiast ziemniaków! Żenada!

Lista składników, co byś się nie pogubił:

  1. Mięso (obowiązkowo w mące)! Szynka? No dobra, ale wołowina jest lepsza.
  2. Smalec (albo boczek – nie żartuję!)
  3. Pieczarki (ile wlezie)
  4. Papryka (czerwona, bo ładnie wygląda)
  5. Cebula (dużo, żeby łzy leciały)

Punkty, co do samego procesu:

  • Smażymy mięso na smalcu aż do zbrązowienia. Nie pytaj mnie jak długo, okaż swój talent!
  • Dodajemy cebulę i pieczarki, smażymy do miękkości.
  • Papryka na koniec, żeby się nie rozgotowała.
  • Zupa/sos/coś tam (nie znam się).

A teraz powiem ci coś jeszcze. W 2024 roku, moja sąsiadka, Zosia, zrobiła gulasz z kurczakiem, a wyszło jej coś takiego obrzydliwego, że pies sąsiada wyskoczył przez okno. Powtarzam: mięso w mące!

P.S. Winiary? Przecież to jest jakis śmietnik! Zrób sam, to będzie lepsze!

Co zrobić, żeby gulasz był gęsty?

Żeby gulasz miał tego kopa, a nie przypominał rzadkiej zupy z przedszkola, mam na to swój patent. Rozpuszczam łyżkę mąki w odrobinie zimnej wody – jakby to była mikstura alchemika! Ważne, żeby nie było grudek, bo potem będziesz żonglować kluskami w sosie. Dodaję to pod koniec gotowania, jak już mięso jest mięciutkie jak policzek mojej cioci Haliny, i mieszam, mieszam, mieszam, aż osiągnę idealną konsystencję.

A co zagęszczamy? No, wszystko, co chodzi po głowie, od wołowego, co go Jadzia robi, aż po baraninę, którą pamiętam z wakacji w górach. Tylko bez przesady, bo jak przesadzisz z mąką, to wyjdzie beton, a nie gulasz.

  • Mąka? No jasne, ale można też użyć skrobi kukurydzianej, jak ktoś ma takie egzotyczne zachcianki.
  • A co jak nie mam mąki? Zblenduj ugotowane ziemniaki! Baba jaga by nie pogardziła.
  • Pamiętaj: Dodawaj powoli, żeby nie przesadzić. Lepiej dołożyć niż żałować! Albo, że za gęsty… Lepiej mieć za dużo whisky niż za mało.

Po czym poznać, że mięso jest niedobre?

Po czym poznać, że mięso jest niedobre? No wiesz… To jest takie… trudne. Zapach, przede wszystkim. Kwaśny, taki… gnilny, wiesz? Wiesz, jak to czasem jest, że nawet po rozmrożeniu czuć, że coś jest nie tak. A potem to przenika do wszystkiego w lodówce. W tym roku miałam tak z kurczakiem, koszmar. Musiałam wszystko wyrzucić. Masakra.

A konsystencja? No tak, lepkie, śluzowate. Albo takie… miękkie, bez życia. Jak plastelina. To też jest mega podejrzane.

Czy zamrożone mięso może się zepsuć? Jasne, że może! Ja tam zawsze sprawdzam datę ważności, wiadomo, ale ostatnio mój brat, Tomek, włożył mięso do zamrażarki bez porządnego zapakowania. I wiesz co? W grudniu było już całe suche, jak wiór. Tragedia. Zamrożone mięso też się psuje, tylko inaczej. Po prostu traci na jakości. Suszy się, zmienia kolor, zapach… już nie taki jak powinien być.

List rzeczy, które robię, żeby mieć pewność, że mięso jest dobre:

  • Sprawdzam datę ważności – przynajmniej trzy razy.
  • Dobrze pakuję mięso przed zamrożeniem. Używam folii i dodatkowo pojemnika.
  • Wyrzucam mięso, które ma dziwny zapach lub konsystencję. Nie ma żartów z tym.
  • Staram się kupować mięso od sprawdzonych dostawców, chociaż w tym roku miałam kilka nieprzyjemnych niespodzianek.

Punkty, które warto pamiętać:

  • Zapach jest kluczowy. Jeśli coś śmierdzi, wyrzuć to. Lepiej zapobiegać niż leczyć, no wiesz…
  • Konsystencja mięsa również powinna być odpowiednia. Śluzowatość to znak, że coś jest nie tak.
  • Data ważności to nie żart. Nawet zamrożone mięso ma swoją datę przydatności.

No i tyle. Chyba niczego nie pominęłam… A, jeszcze jedno. W tym roku zmieniłam lodówkę, na nowszy model, Electrolux, model E48720OX. Mam nadzieję, że to pomoże w dłuższym przechowywaniu jedzenia. Nie wiem, czy to ma związek, ale… tak sobie myślę… w nocy… wszystko wydaje się ważne.

#Gotowanie #Gulasz #Wołowina