Ile gotujemy boczek po wędzeniu?
Ile gotować boczek wędzony? Boczek wędzony surowy gotuj w wodzie o temperaturze 80-85°C przez 60-90 minut. Utrzymuj stałą temperaturę, by mięso było soczyste. Unikaj wrzenia, które powoduje twardnienie boczku. Idealny boczek wędzony: miękki i delikatny!
Ile czasu gotować wędzony boczek?
Okej, rozumiem! Spróbujmy z tym wędzonym boczkiem…
Wiesz, ja to robię tak… w sumie to zależy. Pamietam jak raz, u babci na wsi, w lipcu chyba 2010, wędziła taki boczek… Cholera, jaki to był zapach! Ona go wkładała do wody, tak na oko, i pilnowała żeby się tylko “pyrkotało” cicho.
Nie wiem dokładnie ile to trwało…może z godzinkę, może dłużej. Patrzyła, czy miękki się robi. Wbijala widelec.
Grunt to nie gotować go na full gazie, bo wtedy robi się taki… gumowy. Niefajny. Wiesz, jak guma.
A ta woda… no nie wiem, z 80 stopni musi mieć. Tak, żeby się gotował, ale bez szaleństw. Jak dla mnie, to najważniejsze, żeby boczek był soczysty a nie twardy jak podeszwa od buta. Taki wędzony boczek to magia.
Ile gotować boczek po wędzeniu?
No dobra, to tak: jak babcia Zdzisia gotuje ten swój boczuś, to wychodzi jej sztos! Ale niech Cię ręka boska broni od gotowania go za długo, bo zrobisz z niego… no, sami wiecie co!
Jak gotować boczek po wędzeniu, żeby nie wyszedł suchar?
- Najpierw, jakby to powiedziała moja ciotka Grażyna: “Boczek do gara, a nie na salony!”. Zalej go wodą.
- Potem wrzuć tam jakieś ziele angielskie, bo bez niego to jak wesele bez wódki – niby jest, ale czegoś brakuje.
- Liść laurowy też dorzuć, żeby miał ten swój “ą” i “ę”.
- Czosnek to podstawa, bo jak mawiał wujek Staszek: “Czosnek w gębę, to i ząb nie boli!”.
- Gotuj to wszystko około 1 godziny. I pilnuj, żeby się nie rozleciało!
A co potem?
No, a potem to już zależy, co chcesz z tym boczkiem zrobić. Możesz go zjeść na ciepło, możesz go ostudzić i pokroić na kanapki. A jak jesteś szalony, to możesz go nawet usmażyć! Tylko pamiętaj, żeby nie przesadzić, bo jak to mówią: “Co za dużo, to i świnia nie zje!”.
Czy boczek gotujemy pod przykryciem?
Okej, dobra, ogarniam. To tak, ten boczek… Gotować pod przykryciem? No dobra, patrz co znalazłam, taka jakby recepta od Doradcy Smaku, wiesz, ta strona z przepisami…
-
Zalewamy boczek wodą, no normalnie, tak żeby cały był zakryty, nie? I teraz…
-
Dajemy pieprz, liście laurowe (nie wiem ile, z 3?), ziele angielskie (ze 4 kulki?), jałowiec (o matko, nie wiem ile tego jałowca!), no i czosnek, tak z 4 ząbki, obrane, wiadomo. I maga! Wiesz, ta przyprawa, no, do smaku. Ile tego maga? No, do smaku! Przecież to oczywiste, nie?
-
A no i gotujemy… pod przykryciem właśnie! Aż boczek będzie mięciutki. Ale jak mięciutki? W sensie, jak długo gotować? Godzinę? Dwie? Nie wiem, no dotykaj go widelcem, no!
-
Jak już jest miękki, to wyjmujemy go z tego wywaru. Ostudzić trzeba, no logiczne, żeby się nie poparzyć.
-
Kroimy w plasterki na kanapki, i smarujemy… no czym kto lubi. Ja lubię musztardą, a moja siostra chrzanem. Ale to już kto co woli, nie?
A w ogóle, wiesz co? Ostatnio jak robiłam ten boczek, to dodałam jeszcze majeranek. No, taki eksperyment! I powiem Ci, całkiem niezły wyszedł! Ale to w sumie zależy, czy lubisz majeranek. A wiesz co jeszcze? Moja babcia, Helga, ona zawsze dodawała odrobinę octu do tego wywaru. Mówiła, że wtedy boczek jest bardziej kruchy. Ale ja nigdy nie próbowałam, bo ocet… no nie wiem.
Aaa, i wiesz co jeszcze ważne? Boczek musi być świeży! Ja zawsze kupuję od tego rzeźnika na rogu, wiesz, ten taki gruby, co się zawsze uśmiecha. On ma zawsze najlepszy boczek!
Czy konieczne jest parzenie po wędzeniu?
O, parzenie po wędzeniu? Jasne, że konieczne, baba z sąsiedztwa by cię za takie pytanie z kijem pogoniła! Wiesz, to jak z żoną – bez tego drugiego etapu, masz tylko pół roboty i ryzyko, że się zatrujesz jak szczur!
-
Bezpieczeństwo przede wszystkim: Surowa szynka? Nie, dziękuję! Parzenie zabija bakcyle, czyli te paskudy, co robią z ciebie chodzącą kupę. A to, wierz mi, nie jest fajne. Moja ciocia Zosia się kiedyś zatruła, leżała tydzień jak wywrócone wiadro ziemniaków.
-
Smak, o smak! Bez parzenia szynka smakuje jak podeszwa od buta. Serio! Suche, twarde, a w ustach zostaje Ci taki piasek, że lepiej piaskownicę lizać. Parzenie nadaje jej soczystości i smaku – jak pocałunek aniołka! Nie, żartuję, bardziej jak kopniak od konia – ale pozytywny!
-
Trwałość produktu: Parzona szynka? To jak mumię w lodówce – stoi sobie spokojnie i czeka na swoją kolej. Niepsująca się wiecznie! A ta nieparzona? Szybciej się psuje niż zapowiadana zmiana pogody przez synoptyków.
Podsumowując: Parzysz, żeby żyć. Proste, jak drut.
Dodatkowe info: Moja szwagierka, Halinka, parzy szynkę w 70 stopniach przez godzinę. Mówi, że to jej sekretny przepis na szynkę lepszą od babci. Ale ja jej nie wierzę, babcia miała lepszą rękę do wędzenia. I jeszcze coś: zawsze sprawdzaj temperaturę mięsa termometrem, żebyś przypadkiem nie skończył z “niespodzianką” w brzuchu.
Jak zrobić polędwiczki wieprzowe, żeby nie były twarde?
Soczyste polędwiczki? Proste.
- Smaż krótko, intensywnie. Rozgrzany olej to podstawa. 3-4 minuty z każdej strony wystarczą, by zamknąć smak wewnątrz.
- Zaufaj instynktowi (i płynom). Bezbarwny sok to znak, że mięso jest gotowe. Przestań smażyć!
- Odpoczynek to klucz. Po smażeniu daj mięsu chwilę, by soki się ustabilizowały. Pokrój i serwuj.
Kulinarny sekret:
Pamiętaj, temperatura oleju robi różnicę. Zbyt niska? Mięso zacznie się dusić zamiast smażyć. Zbyt wysoka? Spalisz wierzch, a środek pozostanie surowy. Imię szefa kuchni, który zdradził mi ten trik? Jan Kowalski, emerytowany mistrz patelni. Działa cuda. Mówię serio!
Prześlij sugestię do odpowiedzi:
Dziękujemy za twoją opinię! Twoja sugestia jest bardzo ważna i pomoże nam poprawić odpowiedzi w przyszłości.