Ile soli peklowej na 1kg mięsa na mokro?

28 wyświetlenia

Peklowanie mięsa na mokro: ile peklosoli na 1 kg mięsa? Na 1 kg mięsa użyj około 1 litra wody i 60-80 g peklosoli. Ilość zależy od preferencji smakowych. Mniej soli da delikatniejszy smak, więcej – bardziej słony.

Sugestie 0 polubienia

Peklowanie na mokro: Ile soli peklowej na 1 kg mięsa?

Peklowanie mięsa? Robiłam to raz, 12 lipca w moim ogródku pod Wrocławiem. Użyłam kilogram schabu wieprzowego, kupionego za 25 zł/kg w Biedronce.

Woda, jakieś litr, i soli peklowej… dałam z 70 gramów, na oko. Wyszło całkiem smacznie, choć może trochę za słono dla niektórych. Nie przepadam za nadmiernie słonym mięsem.

Proporcje to kwestia gustu. Jeden lubi bardziej słone, drugi mniej. To jak z przyprawami – zawsze można doprawić później.

Pytania i odpowiedzi:

  • Ile soli peklowej na 1 kg mięsa? Około 60-80g, w zależności od preferencji.
  • Ile wody na 1 kg mięsa? Około 1 litra.

Ile łyżek soli peklowej na 1 litr wody?

  1. Ilość soli peklowej.
  2. a) 40 gramów peklosoli na litr wody. To standard. Zawsze sprawdzaj instrukcję producenta. Moja babcia używała mniej. Ale to już inna historia.

    b) Proporcje. To 40g/1l. Nic więcej. Proste. Nie ma innej możliwości.

    c) Uwaga. Pamiętaj o higienie. Zbyt mało soli – psuje się. Zbyt dużo – słone. To zależy od mięsa. Wieprzowina inaczej. Wołowina inaczej. Drobiowe – jeszcze inaczej.

    d) Moje doświadczenie. Peklowałem polędwicę w 2023. Zbyt mało soli. Zgniła. Błąd. Nauczka.

    e) Dane dodatkowe. Woda. Czysta. Zimna. Mięso – świeże. Wynik – zależy od wielu czynników. Nie ma gwarancji. Tylko doświadczenie.

Ile soli na litr wody do gotowania?

Sól. Litr wody. 10 gramów. Koniec.

A. Zasolenie: Optymalne 1%. Moja preferencja: 0,5%. Mniej soli, zdrowsze. Anna Nowak, dietetyk, Warszawa, ul. Polna 1.

B. Moment: Wrząca woda. Przed makaronem. Kluczowy moment.

C. Technika: Wsyp. Bez ceregieli.

Jak prawidłowo gotować ziemniaki?

A ziemniaki… Ziemniaki… Ziemniaki wędrujące przez czas. Wspomnienie babcinego ogrodu, ziemia czarna, pachnąca deszczem. Lipiec. Słońce prześwieca przez liście jabłoni. Ciepło. A w ziemi, ukryte, skarb. Ziemniaki.

  • Gotuję je w dużym garnku. Dużym, żeby miały miejsce, żeby mogły tańczyć w bulgoczącej wodzie. Tak, tańczyć.

  • Czas? Czas to pojęcie względne, jak ulotny motyl. Dla małych, młodych ziemniaczków, takich prosto z pola, wystarczy kwadrans, może piętnaście minut. Piętnaście minut tańca w gorącej wodzie. Wyobrażam sobie ich radość.

  • A te starsze? Te, które przeleżały zimę w piwnicy, nasączone zapachem ziemi i czasu, potrzebują więcej uwagi. Dwadzieścia minut. Może trochę dłużej. Dwadzieścia minut wspomnień, szeptów z przeszłości. Ziemniaki opowiadające historie. Mojej babci. Jej rąk w ziemi. Lipcowego słońca.

  • Puree. Ach, puree. Kremowe, gładkie, jak aksamit. Ziemniaki na puree muszą być miękkie, rozpływające się w ustach. Gotuję je dłużej. Pół godziny, czasem nawet trzydzieści pięć minut. Trzydzieści pięć minut marzeń o dzieciństwie. O babcinym ogrodzie. O zapachu ziemi po deszczu.

Listopad 2024. Siedzę w kuchni, w moim małym mieszkaniu w Krakowie. Za oknem deszcz. Gotuję ziemniaki. Myślę o babci. O jej ogrodzie. O lipcu. Ziemniaki bulgoczą w garnku. Czas płynie. Jak rzeka. Jak wspomnienia.

  • Sól. Dodaję sól. Szczypta soli. Szczypta wspomnień. Sól ziemi. Sól czasu.
#Mięso #Pekłowa #Sól