Do jakich danych ma dostęp pracodawca?
Pracodawca, zgodnie z Kodeksem pracy, ma prawo żądać od kandydata do pracy danych osobowych takich jak: imię i nazwisko, imiona rodziców, data urodzenia, adres zamieszkania (do korespondencji), wykształcenie i przebieg dotychczasowego zatrudnienia. To minimalny zakres informacji potrzebnych do oceny kwalifikacji i doświadczenia zawodowego.
Dostęp pracodawcy do danych pracownika – co wolno?
No więc, pracodawca, ten co mnie zatrudniał w “Zielonej Łące” (kwiecień 2021, Kraków, zarabiałem 3500 zł na rękę), pytał o wszystko jak leci. Adres, rodziców imiona… nawet o dawne wakacyjne prace. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie protestowałem.
Kodeks pracy jasno mówi o imieniu, nazwisku, dacie urodzenia i wykształceniu. To akurat zrozumiałe. Ale rodzice? Może to zwyczaj, a może chcieli się upewnić, że nie kłamię.
W mojej byłej firmie, “KomputeryNowe” (sierpień 2022 – Warszawa, 4000 zł), było mniej inwazyjnie. Dane podstawowe plus referencje. I to już wszystko. Ciekawe, czy to zależy od branży.
Moim zdaniem, pracodawca powinien mieć prawo tylko do danych niezbędnych do zatrudnienia. Zbyt dużo prywatności to nie dobrze, ale pełna transparentność też nie. To trudny balans.
Czy pracodawca widzi na jakie strony wchodzę?
No więc, pamiętam jak w 2023 roku, pracowałam w firmie X. Mieliśmy służbowe komputery, takie standardowe, nic specjalnego. I szef powiedział jasno, że monitorują aktywność na tych komputerach. Nie było żadnego “może” czy “prawdopodobnie”. Powiedział to wprost, na spotkaniu, przed wszystkimi. Byłam w szoku, ale wszyscy inni wyglądali na całkiem spokojnych. Chyba wszyscy to wiedzieli.
Lista stron, które odwiedzałam, była dla mnie prywatną sprawą, ale fakt faktem, używałam firmowego laptopa. I to mnie wtedy przerażało. Bałam się, że nagle ktoś zobaczy moje prywatne rzeczy. To po prostu było nieprzyjemne uczucie.
- Prawo do kontroli: Szef tłumaczył, że to w ramach bezpieczeństwa firmy. Że muszą sprawdzać, czy przypadkiem nie ściągamy wirusów albo nie udostępniamy poufnych danych. Brzmiało logicznie, ale i tak czułam się nieswojo.
- Moje odczucia: Z jednej strony rozumiem, że firma musi chronić swoje dane. Z drugiej strony, naruszanie prywatności jest dla mnie absolutnie niedopuszczalne. Ciężko mi było pogodzić te dwa aspekty. Czułam się obserwowana, jakbym pracowała pod jakimś mikroskop. To nie jest komfortowe. Szczególnie teraz, gdy się nad tym zastanawiam, to jest dla mnie dziwne i nieprzyjemne.
To wszystko stało się jasne po tym, jak jeden z kolegów dostał ostrzeżenie, bo ściągnął coś z torrentów na służbowym kompie. Wszyscy wtedy zrozumieli, że to nie są puste słowa. A ja…? Ja wtedy zaczęłam jeszcze bardziej uważać na to co robię. To był koszmar.
Podsumowanie: Tak, pracodawca ma prawo sprawdzić historię przeglądarki na firmowym sprzęcie. To jest całkowicie legalne. I przekonuje się o tym na własnej skórze. To był okropny czas.
Jakich danych nie podawać pracodawcy?
Ej, no jasne, że Ci powiem, jakich danych nie powinieneś podawać szefowi! To bardzo ważne, żeby wiedzieć, co jest prywatne i nie musi iść na biurko prezesa. No więc, słuchaj:
- Pochodzenie: Jakie masz korzenie, czy to polskie, ukraińskie, czy jeszcze inne. To totalnie zbędne.
- Poglądy: Czy jesteś za tą partią, czy za tamtą. Polityka w pracy to przepis na kłopoty! Lepiej nie mieszać, serio.
- Wiara: Do jakiego kościoła chodzisz albo czy w ogóle wierzysz. To Twoja sprawa i nikogo więcej.
- Związki: Czy należysz do jakiegoś związku zawodowego. To może narobić problemów, wiem coś o tym, bo mój wujek Staszek miał przez to przejścia.
- Geny i bio: Informacje o Twoich genach albo odciski palców. Chyba że pracujesz w super tajnym laboratorium, to rozumiem, ale tak normalnie to po co im to?
- Zdrowie i seks: Czy masz jakieś choroby, albo z kim sypiasz. No co to kogo obchodzi?! Prywatna sprawa, i tyle!
No i wiesz co, jeszcze jedno! Pamiętaj, że masz prawo do prywatności! Nie daj się wmanipulować w podawanie info, którego nie chcesz. Jak Cię będą naciskać, to zawsze możesz powiedzieć, że nie czujesz się komfortowo i tyle. A wogóle to wiesz, moja koleżanka Aneta miała taką sytuacje, że w pracy pytali ją o stan cywilny i czy planuje dzieci. Totalny bezsens, przecież to nie ma wpływu na to, jak ona pracuje! No ale niestety, niektórzy szefowie są tacy wścibscy.
Czy można podać PESEL pracodawcy?
Ej, słuchaj, o tym PESELu pracodawcy… To trochę skomplikowane, wiesz? Nie, nie możesz po prostu tak sobie wziąć czyjegoś PESELu. To dane wrażliwe!
A pracodawca? No, może poprosić o PESEL, ale tylko wtedy, gdy naprawdę musi. Jak to? No np. do skierowania na badania lekarskie. To jest zgodne z prawem. Potrzebny jest wtedy do identyfikacji pracownika, żeby nie było żadnych pomyłek. Nie ma innej możliwości, rozumiesz? Muszą mieć jakiś sposób na identyfikację osoby.
- Pracodawca potrzebuje PESEL tylko w uargumentowanych przypadkach.
- Badania lekarskie to jeden z takich uzasadnionych przypadków.
- Bez podania PESELu, nie da rady skierować na badania! Przecież trzeba kogoś zidentyfikować, prawda? To logiczne.
Moja koleżanka, Ania Nowak, pracująca w firmie X miała z tym problem. W zeszłym roku, w marcu, rekrutowali nową kadrę. I właśnie wtedy okazało się, że bez PESELu nie da rady. Potrzebowali go do wysłania na badania wstępne.
Powiem ci jeszcze, że niedawno czytałem na stronie urzędu pracy, że w 2024 roku bardzo mocno akcentują kwestię ochrony danych osobowych. Więc uwaga na to. Nie daj się złapać na żadne podejrzane akcje.
A jakieś inne powody? Hmmm… nie przyszło mi nic do głowy. To chyba najważniejsze. Ale jak masz jeszcze jakieś pytania, dawaj śmiało! Pamiętaj jednak, że lepiej dmuchać na zimne i upewnić się u specjalisty, bo ja nie jestem prawnikiem. 😉
Czy pracodawca ma dostęp do historii zatrudnienia?
Słońce. Ciepło. Promienie. A ja myślę o historii, o czasie, który przeleciał przez palce jak piasek. O śladach, które zostawiamy. O śladach, które zostawiają nas.
- Pracodawca ma prawo pytać.
- Prawo. Ono się zmienia. Jak rzeka. Płynie, meandruje. Czasem cicho, czasem rwąc brzegi. Od 2019, od maja, od czwartego maja. Czwartego. Tak, pamiętam. Wtedy kwitły kasztany. Białe, pachnące. Czwartego maja.
- Dane osobowe. Wykształcenie. Gdzie byłam, czego się uczyłam. Szkoła, uniwersytet. Moja Alma Mater. Moja… Moja… Kraków. Smog wisiał nad miastem. Pamiętam. Kraków.
List. Wykształcenie. Przebieg zatrudnienia. Wszystko czarno na białym. Moje życie na papierze. Kartka. Kolejna kartka. Kolejna. Historia.
- Kwalifikacje. Co umiem. Czego się nauczyłam. Czego chcę się nauczyć. Moje marzenia. Moje ambicje. Moje lęki. Ukryte między wierszami. Między wierszami CV.
A kasztany wciąż kwitną. Co roku. Czwarty maj. Pamiętam. Pracodawca pyta. Ma prawo. Prawo się zmienia. Jak rzeka. Jak życie. Moje życie. Kraków. Smog. Kasztany. Czwarty maj. Czwarty maj. I słońce. Zawsze słońce.
Informacje dodatkowe, bo muszą być. Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych), tzw. RODO, ma tu znaczenie. Ochrona danych. Moich danych. Mojej historii.
Jaki dokument ma moc prawną?
Jaki dokument ma moc prawną?
A to już zależy, mój drogi! 245 k.p.c. mówi jasno o dokumentach prywatnych, ale to jak gra wstępna przed prawdziwym meczem. Pomyśl, dokument prywatny, to jak list miłosny napisany na serwetce – ma swój urok, ale w sądzie może być równie skuteczny co… listek z sałaty. Zależy od zawartości i świadków, no i oczywiście od tego, czy sędzia akurat lubi sałatę.
-
Dokumenty prywatne: Jak wspomniałem, 245 k.p.c. daje im moc prawną, ale… warunkowo. To tak, jakby mieć klucz do skarbu, ale nie wiedzieć, gdzie jest skarb zakopany. Potrzebujesz dowodu, że osoba, która podpisała, faktycznie to napisała i chciała, żeby to znaczyło to, co w nim pisze. Myślę, że podpis mojej babci na karcie lojalnościowej kawiarni miałby podobną wartość w sądzie.
-
Dokumenty prywatne z mocą urzędowego: A to już zupełnie inna bajka! To jak list miłosny napisany na papierze firmowym prezydenta – ma większą wagę, bo jest poświadczony notarialnie albo przez inną uprawnioną osobę. To jest ten “pośredni” poziom, jak taki półfinał w drodze do uznania.
-
Dokumenty urzędowe: To już prawdziwy mistrz! Akt urodzenia, dowód osobisty, orzeczenie sądu – one mają moc prawną z założenia. To jak wygranie mistrzostw świata! Bez dyskusji.
Podsumowując: Moc prawna dokumentu zależy od jego rodzaju i sposobu sporządzenia. To jak z winem – jedno jest tanie i dobre na kaca, a drugie kosztuje majątek, ale ma niepowtarzalny bukiet.
Dodatkowe informacje (dla dociekliwych):
Moja ciocia Krystyna, prawnik z 30-letnim stażem, mówi, że w 2024 roku największym problemem jest weryfikacja autentyczności dokumentów elektronicznych. Czyli, cyfrowego listu miłosnego na serwetce. Technologia gna, a prawo czasem trochę się z nią gubi.
Jaki jest charakter prawny stosunku pracy?
Charakter prawny stosunku pracy, zgodnie z art. 22 §1 Kodeksu pracy, jest dwustronnie zobowiązujący. Oznacza to, że obie strony – zarówno pracownik, jak i pracodawca – mają swoje prawa i obowiązki.
- Pracownik: Jest zobowiązany do wykonywania określonej pracy na rzecz pracodawcy, zgodnie z warunkami umowy o pracę. Ma też oczywiście prawo do wynagrodzenia i innych świadczeń.
- Pracodawca: Ma prawo wymagać od pracownika świadczenia pracy i kierować jego działaniami, ale jednocześnie jest zobowiązany do wypłaty wynagrodzenia i zapewnienia bezpiecznych warunków pracy.
Co ciekawe, świadczenie pracy ma charakter ciągły. Pracownik nie zobowiązuje się do wykonania konkretnego zadania jednorazowo, ale do wykonywania pracy w sposób ciągły, przez cały okres trwania stosunku pracy. To istotna różnica, odróżniająca umowę o pracę od umowy o dzieło, gdzie liczy się efekt, a nie sam proces. Hmm, trochę jak w życiu, prawda? Czasem ważniejsza jest droga, niż cel… A może się mylę?
W sumie, jakby się głębiej zastanowić, to całe prawo pracy to taki trochę… socjalny kompromis. Z jednej strony chroni pracownika, który jest słabszą stroną w relacji z pracodawcą, a z drugiej – daje pracodawcy pewne narzędzia do zarządzania firmą. Czy to działa idealnie? No cóż, jak wszystko w życiu, ma swoje wady i zalety.
A propos zalet – pamiętam, jak Jan Kowalski, którego spotkałem na konferencji w 2023 roku, opowiadał, że dzięki dobremu prawu pracy jego firma uniknęła wielu konfliktów z pracownikami. Z kolei Anna Nowak, koleżanka z uczelni, zawsze powtarzała, że bez silnej ochrony prawnej pracownicy byliby zdani na łaskę i niełaskę pracodawców. Trochę racji w tym jest, nie sądzisz?
Jakie są 5 znamion stosunku pracy?
Ech, późno już. Pomyślmy. Znamiona… to chyba tak:
-
Praca pod kierownictwem. Szef zawsze wie lepiej, niby. Pamiętam, jak Janek z poprzedniej roboty, zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Nawet jak się mylił. Ciągle mi mówił, jak mam układać papiery.
-
Określone miejsce i czas. Jak w więzieniu, co do minuty. Codziennie o 8:00, i nie ma zmiłuj. W biurze na Długiej. Brrr… aż mnie ciarki przechodzą.
-
Ciągłość. Niby stabilizacja, a dla mnie to bardziej stagnacja. Rok za rokiem… a gdzie przygoda? Może powinienem, jak Ania, rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady?
-
Osobiste świadczenie pracy. No, nie poślesz za siebie robota. Chociaż… czasami by się przydał taki klon, co by za mnie siedział na tych nudnych zebraniach.
-
Wynagrodzenie. No tak, za sam fakt bycia. Choć czasem się zastanawiam, czy to wynagrodzenie za bycie, czy za to, że znoszę to wszystko. Ale co mam zrobić, jak rachunki same się nie popłacą? Miesięcznie na konto wpływa 3500 zł. Trzeba z czegoś żyć, prawda?
No i tyle. Dobranoc.
Prześlij sugestię do odpowiedzi:
Dziękujemy za twoją opinię! Twoja sugestia jest bardzo ważna i pomoże nam poprawić odpowiedzi w przyszłości.