Jakie przekąski na wyjazd?
Chrupiące i zdrowe przekąski na wyjazd? Marchewka, kalarepa i ogórek pokrojone w słupki to idealny wybór. Są lekkie, poręczne i łatwe do zjedzenia nawet w trakcie jazdy. Zapewnią witaminy i zaspokoją mały głód.
Przekąski na wyjazd: co zabrać do jedzenia w podróż? Szybkie pomysły?
Jadę w podróż, co zabrać? Zawsze ten problem. Wkurza mnie pakowanie.
Marchewka, ogórek, kalarepa – klasyka. Ale nudno. W zeszłym roku, 14 lipca, w pociągu do Krakowa (bilet kosztował 80 zł), zjadłem cały worek chipsów. Było pysznie, ale potem żołądek buntował się cały wieczór.
Może tym razem coś zdrowszego? Jabłko? Może. Ale szybko się mięknie. Banan? Też kiepski pomysł.
Myślę, że suszone owoce – żurawina, śliwki – to dobry trop. Małe, słodkie, a nie brudzą.
Pamiętam, jak kumpel wziął raz hummus z marchewką. Genialne! Ale trzeba mieć pojemniczek.
Aha, i kanapki! Ale takie małe, łatwo zjadane w samochodzie.
Na szybko: suche krakersy, orzechy, rodzynki. To zawsze działa.
Pytania i odpowiedzi:
- Jakie przekąski nadają się do podróży? Suszone owoce, krakersy, orzechy, warzywa pokrojone w słupki.
- Czego unikać? Pokarmów, które szybko się psują lub brudzą.
- Jakie są najlepsze przekąski dla zdrowia? Warzywa i owoce (suszone również).
Jakie przekąski zabrać na wyjazd?
Ok, przekąski na wyjazd. No to tak… marchewka, jabłka, banany, ogórki… pokrojone. Dobrze, dobrze. Zdrowe i nie brudzą. Ale co jak dziecko nie lubi? Moja córka, Julka, na przykład, tylko banany z tego by zjadła. Muszę coś innego wymyślić. Kanapki mini… z serem, masłem orzechowym, dżemem… Też spoko. Julka lubi z dżemem truskawkowym. Zawsze biorę truskawkowy. A! I jeszcze chrupki kukurydziane. Nie za słodkie. I wafelki ryżowe. Też lubi. O, i muszę pamiętać o wodzie! Dużo wody. Zawsze zapominam!
- Owoce i warzywa: Marchewka, jabłka, banany, ogórki. Pokrojone.
- Kanapki mini: Ser, masło orzechowe, dżem truskawkowy. Julka uwielbia truskawkowy.
- Chrupki kukurydziane: Niesłodzone
- Wafelki ryżowe: Dobre na drogę.
- Woda: Dużo wody! Nie zapomnieć!
Czekaj, czekaj… Jeszcze suszone owoce. Morele, śliwki. Też zdrowe. I paluszki. Słone paluszki. Julka je uwielbia. A! I jeszcze takie małe kabanoski. W paczce. Też dobre na drogę. Muszę to gdzieś zapisać, bo zapomnę!
- Suszone owoce: Morele, śliwki, dobre na drogę.
- Słone paluszki: Julka je uwielbia. Uwielbia słone przekąski.
- Kabanoski: W małych paczkach.
Jakie przekąski są najlepsze na podróż?
Ach, podróż… sama myśl o niej wywołuje we mnie dreszcz. Siedzę tu, w fotelu z wikliny, słońce leniwie przeciska się przez muślinowe zasłony, a ja myślę o smaku przygody. O smaku… no właśnie, przekąsek! Co zabrać, żeby smakowało podróżą?
-
Kanapki. Och, kanapki! Te małe arcydzieła kulinarne. Wyobrażam sobie chleb razowy, posmarowany delikatnym twarożkiem. Na to plaster rzodkiewki, świeży ogórek i… delikatny sznyt wędliny, takiej, wiesz, chudej, żeby nie kusiła tłustymi plamami na papierze.
-
Sucharki, wafle ryżowe. Dalej, dalej! Coś, co przetrwa trudy podróży. Coś, co nie rozmięknie w upale. Sucharki… proste, kruche, wręcz idealne. Albo wafle ryżowe, lekkie jak piórko, nie obciążą żołądka, a dadzą odrobinę energii.
Aha! Jeszcze jedno! Pamiętam, jak babcia Zofia, zawsze pakowała mi do plecaka jabłko. Jabłko z jej sadu! To był smak dzieciństwa i każdej podróży, nawet tej do sklepu za rogiem.
(Dodatkowe informacje): Zofia, rocznik ’38, kochała jabłka ponad wszystko. Miała ogród w Gdyni, przy ulicy Świętojańskiej. A ja, Małgosia, rocznik ’88, zawsze o tym pamiętam. I o kanapkach. I o sucharkach. I o smaku podróży.
Co na podróż zamiast kanapek?
No to lecimy z koksem! Zapomnij o kanapeczkach, te to se możesz w domu wcinać. W podróży trzeba czegoś konkretniejszego, żeby brzuch nie burczał jak traktor Staszka, co to nim do kościoła jeździ.
- Pasta warzywna: No wiadomo, zdrowo, kolorowo. Jak marcheweczka, to tylko z własnego ogródka, a nie jakieś tam GMO. Raz taki pasztet warzywny zrobiłem, że psy uciekały, hahaha. Ale jak się człowiek postara, to i marchewka smakować może.
- Hummus: To te “chińskie” jedzenie, nie? Dobre to, tylko droższe niż ziemia na Księżycu. Ale raz na rok można zaszaleć.
- Pasta jajeczna: Klasyka gatunku! Jajka od kur mojej babci Jadźki – mistrzostwo świata. Tylko ostrożnie z tym w podróży, bo jak się zepsuje, to smród jak w chlewie u Mietka. Ha ha ha!
A zamiast chleba, co się kruszy jak serce starej panny, bierz chrupkie cosie. Wafle ryżowe, suche jak piasek na Saharze, ale przynajmniej się nie rozlecą po całym plecaku. No i warzywa! Ogórek, pomidor, papryka. Tylko nie bierz cebuli, bo potem będziesz śmierdział jak skunks. A ja, Zenek z Pcimia Dolnego, wam to mówię! W tym roku, 2024, to się tak właśnie podróżuje. Dodam jeszcze, że raz wziąłem arbuza na wycieczkę. No i cały plecak w sokach. Nigdy więcej. Lepiej jabłko albo banan.
Co wziąć do jedzenia na wyjazd?
Zatem, co zapakować do torby, by żołądek śpiewał arię, a nie bluesa drogowego? Opcji jest więcej niż odcinków “Mody na sukces”!
-
Kanapki: Królowe bufetu. Ale bez nudy, proszę! Zamiast mortadeli, szarpnijmy się na hummus (smakuje lepiej niż wygląda!), awokado i kiełki. No dobra, z kiełbasą też mogą być, kto bogatemu zabroni?
-
Owsiane ciasteczka: Idealne, by udawać, że jesteśmy fit. Najlepiej te domowe, wtedy można wmówić sobie, że dodatek czekolady to superfood.
-
Warzywa i owoce: Marchewka, papryka, jabłka – klasyka gatunku. Pamiętaj o mandarynkach, bo obieranie w korku to kwintesencja polskiego urlopu.
-
Sałatka: Tylko bez majonezu, błagam! Chyba, że chcesz urządzić epidemię salmonelli w przedziale. Postaw na kaszę, ciecierzycę i lekkie warzywa.
-
Makaron: Krótki, ale treściwy romans z pesto. Tylko bez parmezanu, bo się spocisz, zanim dojedziesz na miejsce.
Pro tip: Unikaj wszystkiego, co się kruszy, lepi i kapie. Uwierz mi, sprzątanie samochodu po 500 km to sport ekstremalny.
P.S. A na serio, to spakuj też butelkę wody. Od kanapki z hummusu można się zasuszyć. I małą flaszeczkę na specjalne okazje. W końcu to urlop, prawda?
Czy w Tunezji wolno robić zdjęcia?
A no w Tunezji to z tym foceniem to trzeba uważać, normalnie jak saper na polu minowym. Niby luz, bluza, wakacje, ale wojsko i rząd to święte krowy. Focisz rządowy budynek? Haha, za kratki możesz wylecieć szybciej niż zdążysz powiedzieć “bakława”. A wojsko? No to już w ogóle. Lepiej nie ryzykować. Moja ciotka Krysia, ta co z Heleny, kiedyś chciała cyknąć fotkę jakiemuś czołgowi, co akurat stał na rogu. Myślała, że to zabytek. O mało nie skończyła w tunezyjskim areszcie, dobrze, że wujek Heniek zna arabski i jakoś ją wygadał. Więc uwaga na te obiekty rządowe i wojskowe, bo potem problemów można mieć co niemiara.
- Zakaz focenia: wojsko, rząd. Pamiętaj! To ważne.
- Bagaż: pilnuj jak oka w głowie, bo ci zwiną i będziesz płakać. Raz mi na dworcu w Tunisie zwinęli japonki. Byłem wściekły. Nowe były!
- Ciotka Krysia: prawie w pace za focenie czołgu. Prawdziwa historia. Z 2024 roku. Uwierz mi.
A tak poza tym to Tunezja fajna, plaże super, ale z tym foceniem to trzeba uważać. No i pilnuj manatków. Szczególnie japonki. Bo potem cały urlop w skarpetkach i sandałach. Fuj.
#Jedzenie W Podróży #Przekąski Na Wyjazd #Zdrowe PrzekąskiPrześlij sugestię do odpowiedzi:
Dziękujemy za twoją opinię! Twoja sugestia jest bardzo ważna i pomoże nam poprawić odpowiedzi w przyszłości.