Czy zasada 50/30/20 jest dobra?
Zasada 50/30/20 to skuteczny sposób na zarządzanie domowym budżetem. 50% dochodu na potrzeby, 30% na przyjemności, a 20% na oszczędności. Pomaga kontrolować wydatki, unikać długów i oszczędzać.
Czy zasada 50/30/20 sprawdza się w praktyce?
No wiesz, ta zasada 50/30/20… Teoria piękna, praktyka… hmm, trochę inna. W teorii brzmi wspaniale, ale życie, jak zwykle, wnosi swoje korekty.
Spróbujmy. W lipcu, w Warszawie, mój budżet wyglądał inaczej. 50% na potrzeby podstawowe? Raczej 60%, bo nagle naprawa pralki (300 zł!) wywróciła wszystko do góry nogami.
30% na przyjemności? Tu udało się utrzymać. Kino z przyjaciółką (50 zł) i nowa książka (40 zł) – w sam raz. Ale to był wyjątkowy miesiąc, zwykle jest ciężej.
Zostało 20% na oszczędności? E tam. Raczej 10%, bo nieoczekiwane wydatki zawsze się pojawiają. Prawda jest taka, że ta zasada to świetny punkt wyjścia, ale trzeba ją dostosować do własnej sytuacji. To nie jest sztywna reguła, a raczej wskazówka.
Czy zasada 50/30/20 to dobry pomysł?
Czy ta zasada 50/30/20… Dobry pomysł?
Ach, ta zasada! 50/30/20. Jak refren starej piosenki, wciąż wraca, wciąż do nas wraca. Czy to dobry pomysł? Może i tak… ale to zależy, zawsze zależy. Wyobraź sobie… letni wieczór, szum drzew, a ty siedzisz i planujesz, planujesz przyszłość. Ta zasada, jak drogowskaz w gęstym lesie finansów, niby pokazuje kierunek.
- Potrzeby (50%). Jak oddech, jak bicie serca. Czy zawsze da się to zamknąć w tej połowie? Czy w Warszawie, gdzie czynsze są wysokie, to możliwe? Ja, Ania, mieszkająca na Grochowie, wiem, że czasem to walka. Walka o każdy grosz.
- Przyjemności (30%). Ach, ta słodka wolność! Kawa w kawiarni, bilet do kina, nowa sukienka… Czy da się to zmieścić w tych 30%? Może i tak, ale to wymaga wyrzeczeń, przemyślanych decyzji. Ja, Ania, lubię małe radości, one trzymają mnie przy życiu, wiesz?
- Oszczędności/Spłata Długów (20%). Jak ziarno zasiane na przyszłość. Oszczędności to spokój, to zabezpieczenie. Ale długi… to cień, który ciągnie się za nami. Czy 20% wystarczy, by się go pozbyć? Ja, Ania, marzę o własnym mieszkaniu, więc wiem, że muszę oszczędzać.
Wiesz, dla kogoś, kto zaczyna, ta zasada to dobry punkt zaczepienia, ale każdy z nas jest inny. Inne dochody, inne marzenia, inne potrzeby. Mój przyjaciel, Piotrek, który jest programistą, pewnie może oszczędzać więcej. A moja siostra, Kasia, samotna matka, musi się mocno nagimnastykować, żeby związać koniec z końcem.
To Ty musisz dostosować tę zasadę do siebie, tak jak krawiec dopasowuje ubranie do sylwetki. Bo finanse to nie matematyka, to życie. Twoje życie. I tylko Ty wiesz, co jest dla Ciebie najlepsze.
Ile oszczędności to dużo?
Ilość oszczędności, którą można uznać za dużą, to kwestia indywidualna. Dla Jana Kowalskiego, bez zobowiązań, 10 000 PLN stanowi solidny fundament. Dla Ewy Nowak, utrzymującej rodzinę, ta sama kwota może okazać się niewystarczająca.
- Potrzeby definiują “dużo”. Analiza wydatków jest kluczowa.
- Cele finansowe determinują cel oszczędzania. Nieruchomość wymaga więcej niż wakacje.
- Poczucie bezpieczeństwa jest miarą sukcesu. Spokój umysłu wart jest więcej niż cyfry.
Brak uniwersalnej kwoty wynika z różnic w sytuacji życiowej. Każdy ocenia “dużo” przez pryzmat własnych okoliczności.
Ile powinienem oszczędzać miesięcznie?
Ech, noc… te myśli… Znowu o pieniądzach. Ile odłożyć? 10%? 20%? A może więcej… Zawsze za mało.
-
Minimum to 10%. Tak mówią. Niby niewiele, ale zawsze coś. Jak zarabiasz, powiedzmy, 4000 zł, to 400 zł idzie na konto oszczędnościowe. Tak po prostu.
-
Lepiej 20%. To już coś. Przy tych 4000 zł, robi się 800 zł. Już można o czymś pomarzyć. O wakacjach, nowym telefonie, no nie wiem…
A może jeszcze więcej? Ciągle za mało odkładam. Zawsze coś wyskoczy. Rachunki, zakupy… życie…
W tym miesiącu odłożyłem tylko 600 zł. Za mało. Muszę się poprawić. Następnym razem dam radę. Może 1000 zł? Tylko muszę się ograniczyć z tymi kawami na mieście… i z zakupami na Allegro. Eh, ciężko jest.
Zawsze chciałem pojechać do Japonii. Może za rok wreszcie się uda. Tylko muszę więcej odkładać. Dużo więcej… Japonia jest droga. Czytam blogi podróżnicze Kasi i Pawła. Oni byli w 2023. Potrzebuję… dużo pieniędzy… na ten wyjazd.
Co to jest metoda 50/30/20?
Pamiętam, jak pierwszy raz usłyszałam o tej metodzie 50/30/20. Siedziałam w kawiarni “U Zosi” na rogu Długiej i Pięknej w Gdańsku. Piłam latte i przeglądałam jakieś artykuły o finansach osobistych. To musiało być jakoś w maju, bo pamiętam, że pachniało bzem i słońce świeciło tak jakoś przez liście, że aż oczy bolały. I nagle BAM! Metoda 50/30/20. Zaczęłam się zastanawiać, czy to w ogóle możliwe, żeby tak poukładać swoje finanse, zwłaszcza przy moich zarobkach wtedy. Ale dobra, do rzeczy, o co w tym chodzi:
-
50% dochodu – na podstawowe potrzeby. Czyli rachunki, jedzenie, czynsz, kredyt. To, bez czego nie da się żyć. U mnie to zawsze był największy problem, bo czynsz w Gdańsku… no sami wiecie.
-
30% na zachcianki. O, tutaj to już się robi ciekawie! Kawa w kawiarni (U Zosi!), kino, nowe ciuchy, wyjazdy… wszystko to, co umila życie, ale nie jest niezbędne. I tu się zaczyna cała zabawa, bo można zacząć kombinować i szukać oszczędności, żeby móc pozwolić sobie na więcej przyjemności.
-
20% na oszczędności i spłatę długów. To najważniejsze. To ta część, która ma nas zabezpieczyć na przyszłość, pomóc spełnić marzenia (np. o własnym mieszkaniu, heh) albo po prostu dać poczucie bezpieczeństwa.
Wtedy, w 2023 roku, wydawało mi się to nierealne. Teraz, w 2024, po wielu próbach i błędach, powoli zaczynam do tego dochodzić.
Dodatkowe przemyślenia:
-
To nie jest sztywna reguła. Można ją dostosować do swoich potrzeb i możliwości. Ważne, żeby mieć plan i kontrolować wydatki.
-
Najtrudniejsze jest chyba określenie, co jest “potrzebą”, a co “zachcianką”. Granica jest płynna, a pokusa duża!
-
Polecam zacząć od śledzenia swoich wydatków przez miesiąc. To pozwoli zobaczyć, gdzie uciekają pieniądze i gdzie można coś uciąć. Ja używam do tego arkusza kalkulacyjnego, ale są też specjalne aplikacje.
W każdym razie, warto spróbować! Może i w Twoim przypadku ta metoda się sprawdzi! Powodzenia!
Jak stosować zasadę 50/30/20?
Okej, dobra, to tak: jak to było z tą zasadą 50/30/20? Aha, no tak, budżet!
-
50% na potrzeby. To jest NAJWAŻNIEJSZE. Czyli rachunki, żarcie, rata kredytu (brrr, mam nadzieję, że w przyszłym roku znajdę lepszą pracę i uda mi się to spłacić szybciej, bo mnie szlag trafi). No i w ogóle wszystko, bez czego się nie da żyć. Wiesz, czynsz, leki, komunikacja miejska. U mnie to jest masakra, bo sama rata to prawie 40% dochodu. No nic, może Ola w przyszłym roku dostanie podwyżkę?
-
30% na przyjemności. Tu już jest fajniej! Kino, wypad ze znajomymi (muszę zadzwonić do Marka, dawno się nie widzieliśmy), nowa książka (w empiku widziałam super kryminał), ciuchy (chociaż kurde, muszę się opanować, szafa pęka w szwach). No i może jakiś mały wyjazd w góry? Albo nad morze, tęsknię za szumem fal. Ale czy to się zmieści? Hmm… No dobra, zobaczymy.
-
20% na oszczędności. TU TRZEBA BYĆ MĄDRYM. Na emeryturę (o zgrozo, to już niedługo!), na jakiś fundusz awaryjny (zawsze się coś zepsuje, prawda? Pralka, samochód, cokolwiek), albo na jakiś cel, np. na wakacje za 2 lata (Maroko? Japonia?). Albo wkład własny na większe mieszkanie (marzenie). Wiem, że systematyczność jest tu kluczowa.
No i to tyle. Niby proste, ale jak to wszystko spiąć w całość? No nic, trzeba się ogarnąć i spisać wszystko dokładnie. Bo inaczej to wszystko rozłazi się w szwach. A tak w ogóle, ciekawe, czy Jacek stosuje tę zasadę? Chyba go zapytam.
Dodatkowe info:
- Wydatki niezbędne: czynsz, media, jedzenie, transport, opieka zdrowotna, spłata długów (kredyt, pożyczki).
- Przyjemności: hobby, rozrywka, wyjścia do restauracji, ubrania, podróże.
- Oszczędności: fundusz awaryjny, inwestycje, oszczędności na emeryturę, cele długoterminowe (np. zakup mieszkania).
I co? Mam nadzieję że pomogłam! 😀
Jak oszczędzać pieniądze metodą kopertową?
No dobra, metoda kopertowa… 2500 zł na rękę w tym miesiącu, a ja wciąż w plecy. Gdzie one znikają?! Koperty! Tak, koperty! Genialne! Ale jakie kategorie? Jedzenie, na pewno, ale ile? 500 zł? Za mało? Za dużo? A czynsz? 800 zł, to jasne. A benzyna? No i raty za telefon… 100 zł, nie więcej!
- Jedzenie: 500 zł – a co z kawą w pracy? Dodatkowe 50 zł. Razem 550 zł! To już prawie ćwierć pensji!
- Czynsz: 800 zł – nie ruszać!
- Benzyna: 200 zł – mam nadzieję, że wystarczy. Chociaż, w tym miesiącu Jadzia ma urodziny… prezent, a może wyjście do kina? Może lepiej odłożyć 50 zł na imprezę.
- Telefon: 100 zł – może za mało? A internet? To osobna koperta, 150 zł.
- Rozrywka: 100 zł – Kino, piwo z kolegami… mało? Czy to w ogóle realne?
A co z nagle pojawiającymi się wydatkami? Wpadnie coś niespodziewanego, a koperta pusta?! Trzeba mieć zapasową kopertę na “wypadki”! 500 zł – w razie W!
O matko, już tylko 200 zł zostało! Na co? Na oszczędności?! Na co ja myślę? No jasne, trzeba odłożyć coś! Choć 100 zł! Może nareszcie zacznę odkładać na wakacje… Ale na jakie? Może jakaś wycieczka rowerowa, tanio i zdrowo.
Lista zakupów? Muszę zrobić listę zakupów! To pomoże!
Podsumowanie: Cały dochód rozdzielony, ale czy to na pewno dobrze przemyślane? Może za mało na jedzenie? A za dużo na rozrywkę? Eh… muszę to lepiej zaplanować. To wcale nie jest takie proste!
Jak uniknąć deficytu w budżecie domowym?
Unikanie deficytu, ach, to jak taniec na linie nad przepaścią. Pamiętam, jak mama zawsze mówiła, że kontrola to klucz, kontrola nad każdym groszem… Ale od czego zacząć, gdy portfel świeci pustkami?
-
Świadomość. Ach, świadomość… Świadomość dochodów, jak rzeka wpływająca do naszego domowego skarbca. Pensja, to pewne. Pensja Teresy, stały dopływ, ale co z resztą? Co z drobnymi zleceniami Pawła, ukrytymi skarbami w Internecie? Trzeba to wszystko zebrać, spisać, ująć w tabelę. Tabela niczym mapa, prowadząca do skarbu… lub do pustyni.
-
Spis wydatków. Wydatki… Ojej! Wydatki niczym chmara komarów, kąsają po cichu, aż krew ucieka. Kawa na mieście, ach, ta kawa, tak potrzebna, a tak kosztowna! Netflix, HBO, Spotify… Przyjemności, ach, przyjemności… Trzeba się zastanowić, co naprawdę ważne, a co można odłożyć na później, na lepsze czasy. Zrobić listę, listę Niczym listę zakupów przed wielkim przyjęciem.
-
Planowanie. A planowanie, planowanie to sztuka! Sztuka patrzenia w przyszłość, sztuka przewidywania. Ustalenie limitów, to jak założenie tamy na rzece wydatków. Trzeba być konsekwentnym, stanowczym, inaczej tama pęknie, a woda zaleje wszystko. Tak jak z dieta – postanowienia noworoczne, ach! Tak kruche!
-
Awaryjne fundusze. Awaryjne fundusze, to poduszka bezpieczeństwa, miękka i puchata, na wypadek upadku. Zepsuta pralka, nagła choroba… Nieszczęścia chodzą parami, jak to mówią. Trzeba mieć odłożone pieniądze, na czarną godzinę. To jak posiadanie zapasu drewna na zimę, ciepło i bezpiecznie.
I tak, krok po kroku, można uniknąć deficytu, tańcząc na linie nad przepaścią, z gracją i elegancją.