Jak smażyć naleśniki bez tłuszczu?

Okej, to spróbujmy te naleśniki bez tłuszczu! Zawsze mnie to fascynowało, bo niby jak? No dobra, przepis mówi o maśle, ale chcemy bez, rozumiem. Więc, hmm…

Smażenie naleśników bez tłuszczu? Ugh, wyzwanie! Pamiętam, jak kiedyś próbowałam to zrobić na starej patelni mojej babci. Koszmar! Wszystko się przykleiło, porwało… Eh, szkoda gadać.

Ale wracając do tematu – przepis niby zakłada roztopione masło (punkt 5!), no i co ja mam z tym zrobić? Przecież chcemy uniknąć tłuszczu! Ok, więc tak serio: żeby te naleśniki wyszły bez ani grama tłuszczu, to klucz to dobra patelnia. Taka z super nieprzywierającą powłoką. Serio, to podstawa. I jeszcze minimalna ilość płynu. Woda gazowana? Słyszałam o tym. Podobno daje fajną puszystość. Zastanawiam się, czy to prawda, może kiedyś spróbuję…

Można jeszcze, słuchajcie, tak delikatnie, przed każdym naleśnikiem psiknąć patelnię wodą. Takim psikaczem, wiesz, takim do kwiatków. Moja koleżanka tak robiła i mówiła, że pomaga. Tylko… No właśnie, nie gwarantuję, że wyjdą idealne. Mogą się przyklejać. I co wtedy? Z nerwów zjem całą miskę surowego ciasta? (Żartuję… chyba!)

A wiecie co? Może w ogóle zainwestować w specjalną patelnię do naleśników? Taką cienką, z niskimi brzegami. Widziałam takie w sklepie, całkiem fajne były. Może to by rozwiązało problem? Hmmm, dobra, chyba muszę pomyśleć nad tym zakupem. Bo te naleśniki bez tłuszczu to jakaś masakra. Ale! Nie poddawajmy się! Na pewno da się to zrobić! Tylko trzeba znaleźć ten idealny sposób. Może Wy macie jakieś sprawdzone triki? Dajcie znać!