Od czego rośnie klatka piersiowa?

2 wyświetlenia

Z mojego doświadczenia, klatka piersiowa rośnie nie tylko od samego podnoszenia ciężarów, ale przede wszystkim od kontrolowanego ruchu w dół. To frustrujące, ile osób olewa tę negatywną fazę! Czuję wtedy, jak mięśnie naprawdę pracują, a nie tylko odbijam sztangę od mostka. Pełen zakres ruchu to klucz, bez tego ani rusz!

Sugestie 0 polubienia

Od czego rośnie klatka piersiowa? No bo powiedzcie mi, serio? Ileż ja się już nasłuchałam bzdur na ten temat! Z mojego doświadczenia, a wiecie, przeżyłam tego już trochę… klatka piersiowa rośnie nie tylko od samego podnoszenia ciężarów – choć oczywiście to też ważne! – ale przede wszystkim od tego powolnego, kontrolowanego opuszczania ciężaru. To takie… uff, trudne do opisania uczucie. Pamiętam, jak kiedyś, na początku mojej przygody z siłownią, z uporem maniaka tylko “wyciskałam”. Jak głupia, a efektu… zero. Albo minimalny. Pamiętam tę złość, tę frustrację! Ileż ja wtedy łez uroniłam z bezsilności!

A teraz? Teraz czuję, jak mięśnie naprawdę pracują podczas tego opuszczania. Nie tylko odbijam sztangę od mostka, nie, to coś więcej. To jest takie… czuć ten ciężar, tą siłę, która się w nich zbiera, a potem – powoli, kontrolowanie – opuszczasz. I wiesz, że robisz coś naprawdę dobrego dla swojego ciała. To jest niesamowite uczucie, nie da się tego opisać słowami!

Bo wiecie, czytałam kiedyś – nie pamiętam gdzie, jakaś stronka, blog fitness – że aż 70% osób pomija fazę negatywną. Siedemdziesiąt! Toż to prawie wszyscy! A to przecież właśnie wtedy mięśnie pracują najciężej, prawda? Może nawet bardziej niż podczas fazy koncentrycznej. Nie wiem, czy to jest jakieś naukowe badanie, czy coś, ale ja w to wierzę, bo sama to czuję. Bez pełnego zakresu ruchu… no, bez tego to ani rusz! Po prostu nic z tego nie będzie. Trzeba czuć ten mięsień, pracować nim, i nie oszukiwać się, że kilka byle jakich powtórzeń zrobi cud. To żmudna praca, ale warto. Serio. Sama się o tym przekonałam.