Czy pracodawca ma dostęp do historii zatrudnienia?
Pracodawca ma prawo żądać informacji o wykształceniu i dotychczasowym zatrudnieniu kandydata. Od 4 maja 2019 roku przepisy pozwalają na zbieranie danych o kwalifikacjach zawodowych. Dostęp do pełnej historii zatrudnienia zależy od zgody kandydata i rodzaju udostępnianych dokumentów. Należy pamiętać o ochronie danych osobowych.
Czy pracodawca widzi moją historię zatrudnienia?
Wiesz co? Z mojego doświadczenia wynika, że to zależy. Oficjalnie, od 4 maja 2019 roku, jak szukasz pracy, firma może spytać o twoją edukację i poprzednie fuchy. Normalne, bo skąd mają wiedzieć, czy nadajesz się do roboty?
No ale czy faktycznie “widzą” całą twoją historię? Niekoniecznie. To nie jest tak, że mają magiczny dostęp do wszystkich twoich papierów.
Pamiętam, jak sam składałem CV do pewnej firmy w Krakowie, w 2021 roku. Wymagali dokładnego opisu każdego miejsca, gdzie pracowałem, ale to ja im to musiałem dostarczyć. Nic sami nie wygrzebali.
Dlatego, jak dla mnie, ważne jest co piszesz w CV. I czy mówisz prawdę na rozmowie.
Czy pracodawca może sprawdzić historię zatrudnienia?
Jasne, proszę bardzo!
Czy pracodawca może grzebać w moim życiorysie? Nooo, zależy, jak bardzo jest ciekawski!
-
Świadectwo pracy to podstawa. Jak w dowcipie o teściowej – niby wiesz, że przyjdzie, ale i tak się denerwujesz. Pracodawca ma prawo poprosić o papiery, żeby sprawdzić, czy nie ściemniasz, że pracowałeś jako treser jednorożców w Bieszczadach.
-
LinkedIn to otwarte okno na świat (zawodowy). Tam możesz się chwalić swoimi osiągnięciami, a pracodawca… no cóż, może sobie zerknąć. Ale Facebook to już prywatna sprawa. Chyba że wrzucałeś zdjęcia z imprezy firmowej, gdzie tańczyłeś na stole w stroju banana. Wtedy wszystko jest możliwe.
-
Agencja detektywistyczna… dla twojego CV? Tak, to możliwe. Ale tylko za twoją zgodą. Pamiętaj, że nawet James Bond potrzebuje pozwolenia na szpiegowanie (no, prawie).
A tak na marginesie, pamiętaj – uczciwość popłaca. No, chyba że jesteś zawodowym pokerzystą. Wtedy blef to podstawa. Ale w pracy… no cóż, lepiej dmuchać na zimne. I nie chwalić się, że umiesz latać. No, chyba że jesteś pilotem. Wtedy to nawet wskazane.
Czy pracodawca widzi, gdzie pracuje?
Pracodawca śledzi? Nie. Nie ma obowiązku meldowania gdzie dorabiasz.
- Kodeks Pracy? Milczy.
- Dodatkowa praca? Twoja sprawa, póki robota zrobiona.
Wyjątki?
- Konkurencja. Zakaz? Zwalniają.
- Umowa? Czytaj, co podpisałeś. Kara? Realna.
- Stanowisko? Szef? Odpowiedzialność.
Pamiętaj, jak szef Jan Kowalski się dowie o Twojej fuchie, to może być konflikt. Uczciwość? Czasem popłaca. Ale prawo? Jest po Twojej stronie.
Data: 2024 r.
DODATKOWE: W razie sporu sądowego, wszystko zależy od treści Twojej umowy o pracę. A zwłaszcza od klauzuli konkurencyjności.
Czy dostawca internetu widzi, na jakie strony wchodzę?
Czy dostawca internetu widzi, na jakie strony wchodzę? Nie, nie wprost. Twój dostawca widzi tylko adresy IP stron, z którymi komunikujesz się. To tak, jakbyś wiedział, że listonosz dostarczył Ci przesyłkę z konkretnego miasta, ale nie znał zawartości listu. Sama informacja o adresie IP jest, delikatnie mówiąc, mało pomocna. Analogia z listonoszem jest trochę krzywa, ale zrozumiała, prawda?
List a) Dane, których dostawca nie widzi:
- Konkretne strony: Nie wie, co dokładnie przeglądasz – każda strona ma swój adres IP, ale to nic nie mówi o jej zawartości. To jak zagadka, gdzie masz tylko początkowy kod pocztowy.
- Czas spędzony na stronie: Czas przebywania na danej stronie jest Twoją prywatną informacją. Dostawca wie, że masz połączenie, ale nie wie, jak długo. To jak wiedzieć, że listonosz zostawił paczkę, ale nie wiedzieć, kiedy.
List b) Dane, które dostawca może widzieć (ale często nie wykorzystuje):
- Ogólne kategorie: Z technicznego punktu widzenia, niektóre zaawansowane techniki analizy ruchu sieciowego mogłyby teoretycznie wskazać na ogólne kategorie odwiedzanych stron (np. “serwisy społecznościowe,” “sklepy internetowe”). To jednak wymagałoby skomplikowanych algorytmów i przekroczenia pewnych barier etycznych.
Moim zdaniem, cała sprawa przypomina grę w chowanego. Chcemy czuć się bezpiecznie, ale równocześnie nie lubimy ograniczeń. To ciekawe, jak współczesna technologia zmusza nas do stawiania pytań o prywatność.
Dodatkowe informacje: W 2024 roku ustawa o ochronie danych osobowych (RODO) dalej reguluje zbieranie i przetwarzanie danych przez dostawców internetowych. Pamiętaj jednak, że używanie VPN może dodatkowo zasłonić Twój ruch przed dostawcą, ale to inna historia, którą może kiedyś przeanalizujemy… np. w ramach seminarium na temat prywatności w sieci. To byłby ciekawy temat na pracę magisterską! Moja znajoma, Ania Nowak, niedawno pisała o tym swoją pracę. Było sporo o algorytmach i ich skuteczności, i nie tylko.
Czy policja widzi VPN?
Okej, spróbuję to opowiedzieć tak, jakby to było moje własne doświadczenie, bez zbędnych ceregieli.
Pamiętam jak szukałem rozwiązania, które mogłoby zapewnić mi nieco więcej prywatności w sieci. Wiadomo, każdy ma coś do ukrycia, nawet jeśli to tylko zamiłowanie do oglądania głupich filmików z kotami. Zastanawiałem się, czy VPN naprawdę działa, czy to tylko kolejna marketingowa ściema.
W sumie, to wszystko zaczęło się w zeszłym roku, chyba w marcu. Siedziałem w kawiarni “U Zosi” na rogu, popijałem kawę i czytałem artykuły o bezpieczeństwie w sieci. Nagle, jak grom z jasnego nieba, naszła mnie myśl: “A co jeśli policja mnie śledzi?!” (no dobra, może nie dosłownie mnie, ale każdego użytkownika internetu!). Trochę się wystraszyłem.
Zacząłem grzebać w internecie i natrafiłem na artykuły o VPN. Wszędzie pisali to samo:
- VPN szyfruje twoje dane.
- Ukrywa twój adres IP.
- Policja nie widzi, co robisz w sieci.
No i wtedy pojawiło się to “ale”… “Pod warunkiem, że firma VPN nie współpracuje z policją.” To tak jakby mówić, że samochód jest bezpieczny, dopóki nie zderzy się z ciężarówką. Daje do myślenia, prawda?
Bo wiesz, z jednej strony, VPN ma utrudnić dostęp władzom do Twojej aktywności w sieci. To jakbyś mieszkał w zamku z grubymi murami. Ale jeśli właściciel zamku (firma VPN) ma klucz i jest skłonny otworzyć bramę, to i tak Cię znajdą.
Więc czy policja widzi VPN? Niby nie, jeśli VPN się nie wyda. Ale pewności nigdy nie ma! To trochę tak jak z prognozą pogody – niby mówią, że będzie słonecznie, a tu nagle leje deszcz. Dlatego, nie warto polegać tylko na VPN. Trzeba dbać o swoje bezpieczeństwo w sieci na wielu poziomach. Używać silnych haseł, uważać na phishing i zdrowo podchodzić do informacji znalezionych w Internecie.
Pamiętajcie o tym!
Czy przeglądarka Tor faktycznie jest anonimowa?
Okej, dobra, lecimy z tym Torem… Anonimowy? No w teorii tak, ale… zaraz, zaraz.
-
Tor sam w sobie niby ukrywa twój adres IP, przekierowuje ruch przez te węzły, nie? Ale… to tylko część zabawy.
-
Jak się zarejestrujesz gdziekolwiek, no to już po ptokach. Serio. Imię, nazwisko, ten głupi mail – wszystko leci do bazy danych.
-
A jak jeszcze adres podasz, tak jak ja na przykład, bo głupi byłem… to już w ogóle. Teraz pewnie wiedzą, że to ja, Jan Kowalski, mieszkający w Warszawie na ulicy Kwiatowej 5, używam Tora, żeby… no, nieważne, po co. Numer telefonu też dałem kiedyś, ehh.
Czyli co? Totalnie anonimowy to nie będziesz. Nawet jak Tor działa, to ty sam możesz to zepsuć. I pewnie zepsujesz! Kurczę, ciekawe, czy da się to jakoś odkręcić…? Muszę sprawdzić, co tam na tej stronie Tora piszą.
PS. Aha, jeszcze jedna sprawa! Pamiętam, jak w zeszłym roku, w 2023… nie, czekaj, to już 2024! No więc w tym roku myślałem, że jestem sprytny i używałem Tora do… ekhm… pobierania darmowych ebooków. I co? I guzik! I tak mnie złapali! No dobra, może nie złapali, ale dostałem ostrzeżenie od dostawcy internetu. Więc nawet Tor nie jest magiczny!
Prześlij sugestię do odpowiedzi:
Dziękujemy za twoją opinię! Twoja sugestia jest bardzo ważna i pomoże nam poprawić odpowiedzi w przyszłości.