Kiedy zimne, a kiedy ciepłe okłady?

No dobra, to spróbujmy to przerobić tak, jakbym to ja opowiadała komuś o tych okładach, tak prosto z serca, wiesz?

No więc, słuchaj, z tymi okładami to jest tak, że niby proste, ale jak się człowiek zastanowi, to nie zawsze wiadomo co i jak. Pamiętam, jak kiedyś skręciłam kostkę – auć! – i od razu poleciałam po ciepły okład. No i co? Guz mi narósł jak bania! Dopiero później babcia mi powiedziała, że na takie urazy to tylko zimne, bo to na stan zapalny. Ale w sumie, skąd miałam wiedzieć?

Bo widzisz, generalnie to jest tak: jak coś boli, jest opuchnięte, gorące, to znaczy, że masz tam stan zapalny. Wtedy lecisz po zimny okład. Ja to sobie wyobrażam tak, że to zimno tam w środku uspokaja te rozszalałe komórki, obniża temperaturę i ten obrzęk się zmniejsza. No, przynajmniej tak to w teorii działa. A w praktyce? No, trochę pomaga, nie powiem.

A z kolei jak Cię łupie w krzyżu, albo masz spięte mięśnie po jakimś wysiłku, to lepiej przyłożyć coś ciepłego. Ja tak robię po treningu, jak czuję, że mam całe ciało pospinane. Ciepło rozluźnia te mięśnie, robi się taka… hmm… błogość? No, coś w ten deseń. I wiesz co, naprawdę czuć różnicę! Tylko pamiętaj, żeby nie grzać w miejscach, gdzie jest stan zapalny. Bo jak zaczniesz grzać taką opuchniętą kostkę, to dopiero zobaczysz, co to znaczy ból! Oj, zobaczysz…

A wiesz, co czytałam niedawno? Że w jakimś badaniu sprawdzali, jak tam temperatura wpływa na przepływ krwi i ból. No i wyszło, że zimno faktycznie zmniejsza stan zapalny, a ciepło relaksuje mięśnie. No, mądre głowy to wymyśliły, co?

Tak więc, reasumując – zimne na stany zapalne, ciepłe na napięte mięśnie. I pamiętaj, słuchaj babci! Ona zawsze wie najlepiej. No, przynajmniej w kwestii okładów… A Ty, masz jakieś swoje patenty na ból? Podziel się! Zawsze coś nowego można się nauczyć.

#Ciepłe Okłady #Okłady #Zimne Okłady