Co wchodzi w reklamację?

No dobra, reklamacja… Znacie to uczucie, kiedy kupujecie coś, co miało być super, a okazuje się totalną klapą? Mnie się to zdarzyło z tą nieszczęsną suszarką do włosów, pamiętacie? Miała być cicha, a brzmiała jak startujący odrzutowiec! No i co wtedy? Reklamacja! Ale co tam właściwie musi być?

Przede wszystkim, trzeba jasno powiedzieć, czego się chce. Czyli, co ma się stać, żeby ta cała sytuacja przestała być denerwująca. Chcemy, żeby towar działał tak, jak powinien, tak jak było obiecane, no nie? W przypadku mojej suszarki, marzyłam o tym, żeby po prostu suszyła włosy bez hałasu przyprawiającego o migrenę.

A jakie mamy opcje? Kilka. Można chcieć naprawy. Może da się to jakoś naprawić, tak żeby działało? Czasem się udaje, ale czasem… eh. Wtedy może lepiej wymiana na nowy, sprawny model? To chyba lepsze niż czekanie tygodniami na naprawę, która i tak może nic nie dać. Pamiętam, jak moja mama tak walczyła z zepsutym odkurzaczem… koszmar!

A co jeśli ani naprawa, ani wymiana nie wchodzą w grę? Zostaje obniżenie ceny. No tak, jeśli coś jest wadliwe, to chyba logiczne, że nie powinniśmy płacić pełnej kwoty, prawda? No i ostatecznie, jeśli nic innego nie działa, zawsze można żądać zwrotu pieniędzy. Po prostu oddać ten bubel i odzyskać kasę. Czasem to jedyne rozsądne rozwiązanie, uwierzcie mi. Z tą suszarką ostatecznie tak właśnie zrobiłam. W końcu kupiłam inną, cichutką jak myszka pod miotłą.

Słyszałam gdzieś, że większość reklamacji jest rozpatrywana pozytywnie. Chyba coś koło 80%, ale nie jestem pewna. W każdym razie, warto walczyć o swoje prawa! Nie dajcie się zbyć!