O czym świadczy częste infekcje?

Okej, spróbuję to przerobić tak, jak sobie życzysz. Zobaczymy, co z tego wyjdzie…

No więc, “o czym świadczą częste infekcje?”. Ech, sama się nad tym często zastanawiam, bo niestety należę do tych, co to “coś złapią” jak tylko wiatr inaczej zawieje. Mówią, że to osłabiona odporność. No dobra, ale CO to znaczy? Przecież to tak ogólnie brzmi, nie?

No i niby tak, to pewnie jest jakiś spadek zdolności organizmu do bronienia się przed zarazkami. Ale dlaczego? No właśnie, tu się zaczyna cała zabawa.

Z tego co czytałam, to najczęściej winne są takie rzeczy… proza życia, bym powiedziała. Brak snu. O Boże, kto się wysypia w tych czasach? Ja, jak mam sześć godzin snu, to święto. Serio! Stres – no, tu to już chyba każdy ma za uszami. I przemęczenie. Pamiętam, jak raz po prostu nie mogłam się ruszyć, tak byłam wykończona po tygodniu zawalonym robotą. I co? Dwa dni później leżałam z grypą. Przypadek? No nie wiem…

No i dieta. To jest chyba dla mnie najtrudniejsze. Bo niby wiem, że powinnam jeść więcej warzyw, o owocach nie zapominając, mniej przetworzonego żarcia, no ale… Kto ma na to wszystko czas? A jak już znajdę, to i tak jakoś tak wychodzi, że pizza sama się zamawia, no cóż… Niedobór witamin i minerałów. Słyszałam kiedyś, że niedobór witaminy D to jakby system obronny naszego ciała spał snem zimowym. I chyba coś w tym jest, bo pamiętam, jak zaczęłam brać witaminę D (na radę lekarki, oczywiście!) to faktycznie mniej chorowałam. Taka tam anegdotka.

Tak więc, podsumowując, jeśli łapiesz infekcję za infekcją, to może warto się zastanowić, czy nie za bardzo się forsujesz, czy jesz w miarę sensownie i czy dajesz sobie czas na odpoczynek. Bo wiesz, niby to takie banały, ale one naprawdę robią różnicę. No i może, po prostu idź do lekarza? Ja tak zrobiłam i trochę się ogarnęłam. Taka moja rada, choć pewnie nikt jej nie potrzebuje… No ale co tam! 😉