Ile w tygodniu ćwiczyć triceps?

No dobra, triceps… ile razy w tygodniu go katować, żeby coś z niego było? To pytanie spędzało mi sen z powiek, serio. Wiecie, patrzyłam na te wszystkie zdjęcia w internecie, te bicepsy jak arbuzy i tricepsy jak podkowy i myślałam: “Boże, co ja robię źle?”.

Słuchajcie, gdzieś wyczytałam, chyba w jakimś artykule o fitness, że optymalnie to tak 2-3 razy w tygodniu. No i dobra, spoko, tylko co to znaczy “optymalnie”? Dla kogo optymalnie? Dla gościa, co siedzi cały dzień na siłowni? No, chyba nie dla mnie.

Zaczęłam próbować, najpierw raz w tygodniu. Nic. Kompletnie nic. Potem dwa razy. No i kurczę, już lepiej! Pamiętam jak po jakimś miesiącu, robiąc pompki (które uwielbiam, bo są takie… męczące? :D), poczułam, że o, tam coś się dzieje, w tej tylnej części ramienia. Czy to już był triceps? Być może!

W każdym razie, doszłam do wniosku, że te 2-3 razy w tygodniu to chyba jednak ma sens. Ważne, żeby to nie było takie “odfajkowane”, wiecie, że “zrobiłam swoje” i tyle. Trzeba się postarać, żeby ten triceps poczuł, że żyje! Mnie się najlepiej sprawdza robienie pompek na poręczach (masakra! ale jakie efekty!), wyciskanie francuskie (to już bardziej lubię) i jakieś tam wyprosty z hantlami. I najważniejsze: ciężar! Bo co z tego, że będę robić sto powtórzeń, jak ciężar będzie taki, że uniosę go nawet nosem? No nic z tego nie będzie. Trzeba dobrać coś, co naprawdę da popalić.

Aha, no i jeszcze jedna ważna sprawa. Pamiętajcie, że ten triceps to też potrzebuje odpocząć. Jak będziecie go katować dzień w dzień, to zamiast rosnąć, to się wkurzy i powie “dość!”. No i co wtedy? Wtedy lipa. Więc, jak to mówią: “wszystko z umiarem”. A jak to działa u Was? Ćwiczycie triceps regularnie? I czy widzicie efekty? Dajcie znać! Jestem bardzo ciekawa!